Zaczęło się od skromnego triumfu nad KS Polkowice (1:0). Styl w inauguracyjnej potyczce pozostawiał wiele do życzenia, ale wtedy warciarzy rozgrzeszono, bo zainkasowali pełną pulę. Już tydzień później jednak doszło do wyjazdowej klęski z Piastem Gliwice (0:3), a ostatnio ekipa z Drogi Dębińskiej przegrała także u siebie - z Sandecją Nowy Sącz 1:2. Efekt? Jej przewaga nad strefą spadkową wynosi zaledwie cztery oczka.
Jarosław Araszkiewicz nie kryje, że początek rundy wprawił go w rozgoryczenie. - Nie wiem co można powiedzieć po takim spotkaniu jak z Sandecją. Przez cały tydzień wszystko było OK. Niby każdy wiedział co ma robić. Nagle doszło do meczu i niektórych zawodników nie poznawałem. Moja drużyna podejmowała złe decyzje, a przy straconych golach po prostu ręce opadały. W przerwie rozmawiałem z Alainem Ngamayamą, bo w środku pola była straszna dziura. Kazałem mu grać nieco bardziej z tyłu, ale nie zastosował się do tych wskazówek, dlatego opuścił boisko. Z podobnych względów zmieniłem Michała Ciarkowskiego. Nie ukrywam, że w spotkaniu z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza kilku naszych piłkarzy odpocznie od gry - zaznaczył opiekun zielonych.
Dlaczego Warta nie potrafi przełożyć potencjału na odpowiednią postawę na boisku? - To na pewno drzemie w psychice. Przed każdym pojedynkiem jest duża mobilizacja, ale po kilku niecelnych podaniach zaczynają się nerwy. Piłkarze muszą jednak zrozumieć, że wszyscy gramy o swoją przyszłość. Jeśli ktoś myśli, że łatwo wywalczy pozostanie w klubie na kolejny sezon, to może się grubo mylić. Mam duże pretensje zwłaszcza do doświadczonych zawodników. Po to zostali sprowadzeni do Poznania, by ciągnąć ten wózek. To od nich powinna się uczyć młodzież. Tymczasem niektórzy sprawiają wrażenie jakby zaczynali odcinać kupony od swojej kariery. Tak długo jak tu będę, nie zamierzam na to pozwalać - dodał Araszkiewicz.
Po ostatnich niepowodzeniach warciarze mogą się nawet uwikłać w walkę o utrzymanie. - Od momentu jak objąłem zespół, cały czas jest gorąco. Nieustannie powtarzam moim zawodnikom, żeby patrzyli w dół, a nie w górę tabeli. Po kilku porażkach możemy mieć naprawdę duży problem. Najłatwiej zwalić wszystko na sztab szkoleniowy. Dlatego powiedziałem już niektórym, że jeśli chcą, to niech przedstawią własny mikrocykl treningowy i zastanowimy się co dalej. Wolałbym unikać rozmów indywidualnych, bo one od razu rodzą podteksty. Chcę, żebyśmy mówili sobie wszystko prosto w oczy - zaznaczył "Araś".
- Biorę odpowiedzialność za wyniki i postawę drużyny, ale mam też określone wymagania. Jeśli ktoś chce grać w Warcie, to trzeba wyjść na boisko i walczyć przez pełne 90 minut, a nie odstawiać prowizorkę. W meczu z Sandecją były momenty, kiedy potrafiliśmy przyspieszyć, zrobić kilka niezłych akcji, podostrzyć grę, ale mijało trochę czasu i pojawiał się zastój. To wyglądało tak, jakby niektórzy uznali, że zrobili swoje i teraz odpoczną. Tak się nie da wygrywać - stwierdził szkoleniowiec zielonych.
Od dłuższego czasu poznański I-ligowiec jest bardzo profesjonalnie zorganizowany, a piłkarze mają wszystko co niezbędne do osiągania sukcesów. Mimo to zespół nie funkcjonuje tak jak powinien, nie gra ani trochę lepiej niż wtedy, gdy budżet ledwo przekraczał 1 mln zł i w kasie brakowało pieniędzy na podstawowe wydatki. - Gdyby przedstawiciel jakiegoś biedniejszego klubu zobaczył warunki, w jakich pracujemy, to pewnie trudno by mu było zrozumieć dlaczego nam nie idzie. Nie wiem jak to można wytłumaczyć. Może należałoby wrócić do epoki kamienia łupanego. Tam gdzie odnosiłem sukcesy, nie było takich rarytasów jak w Warcie - zakończył Araszkiewicz.
Szansę na poprawienie humorów zieloni będą mieli w sobotę. Czeka ich jednak trudne zadanie, bo zagrają na wyjeździe z, zajmującą 2. miejsce w tabeli, Termaliką Bruk-Bet Nieciecza.
Trzeba zaznaczyć, że mimo totalnie rozczarowujących wyników, prezes Izabella Łukomska-Pyżalska nie skąpi grosza swoim zawodnikom. W długą podróż na południe kraju udadzą się oni samolotem, który wystartuje w piątek w godzinach porannych z lotniska Ławica.