W ubiegłym tygodniu poznaniacy przywieźli cenny punkt z Niecieczy, mimo że przegrywali już 0:2. Bez wątpienia coś drgnęło w ich grze, lecz szkoleniowiec nadal nie jest zadowolony. - Nawet to spotkanie pokazało, że dobrze gramy przez jedną połowę. Początek jest taki, że albo atakujemy przeciwnika z dużym animuszem, albo następuje rozpoznanie. Ciągle brakuje nam płynności przez 90 minut. Jednak w starciu z Termaliką unaocznił się duży pozytyw. Piłkarze Warty pokazali, że mają jaja. Udowodnili też, że potrafią dobrze grać oraz czerpać z tego radość. Po tym remisie może nie było euforii, ale święta wielkanocne przebiegły dość spokojnie. Nie ukrywam, że miałem kamień na sercu. Nie mogę powiedzieć, że się go pozbyłem, lecz na pewno stał się trochę lżejszy - przyznał Jarosław Araszkiewicz.
Mimo ostatniego przebudzenia, Warta wciąż plasuje się dość nisko. 11. miejsce w tabeli jest dalekie od oczekiwań. - Zdajemy sobie sprawę gdzie jesteśmy i gdzie być powinniśmy. Dlatego cały czas uczulam zawodników, by byli maksymalnie skoncentrowani. Mamy za sobą profesjonalną analizę przeciwnika i liczę, że przełoży się to na zwycięstwo w sobotnim meczu. Nie ma co ukrywać - musimy wreszcie wygrać i odskoczyć od zagrożonej strefy. Mamy już dość domowych niepowodzeń. Jednak wbrew pozorom zadanie wcale nie będzie łatwe. Olimpia pokonała ostatnio Pogoń Szczecin i zobaczyła światełko w tunelu - dodał opiekun zielonych.
Jak należy zagrać z outsiderem I ligi? - Nie chciałbym zdradzać planu taktycznego, ale chcielibyśmy zaliczyć mocny początek. Trzeba zastosować wysoki pressing i jak najszybciej otworzyć wynik. To dla nas bardzo istotne, bo jak wiadomo boisko nie daje wielkich możliwości do gry - oznajmił Araszkiewicz.
W obecnym sezonie warciarze nie są już w stanie osiągnąć niczego wielkiego. Mogłoby jednak być inaczej, gdyby lepiej wystartowali. Drużyny z czołówki straciły bowiem sporo punktów. - Inauguracja wiosny była w miarę udana, ale nie spodziewałem się, że w Gliwicach rywal odda trzy strzały i wszystkie zamieni na gole. Później zdarzyła nam się porażka z Sandecją po indywidualnych błędach. Gdy nie idzie wygrać, to trzeba chociaż zremisować, a my nawet tego nie zrobiliśmy. Bramki traciliśmy we frajerski sposób. Niestety w każdym ze wspomnianych meczów zdarzyła nam się jakaś gafa i przeciwnicy to wykorzystywali - zakończył Araszkiewicz.
Do tej pory zieloni nie rozpieszczali swoich kibiców. W tabeli obejmującej pojedynki domowe zajmują ostatnie miejsce! Lepszej okazji, by to zmienić już nie będzie. Mimo zwycięstwa z Pogonią Szczecin, Olimpia Elbląg wciąż jest zdecydowanym outsiderem stawki.