Po wygranym meczu z Jagiellonią Białystok 2:0 piłkarze GKS-u Bełchatów mogą odetchnąć z ulgą. Dzięki temu zwycięstwu odskoczyli od strefy spadkowej i są już niemal pewni utrzymania się w lidze. - Zrobiliśmy mały kroczek do celu jakim jest
utrzymanie. Nie możemy spocząć na laurach, bo jeszcze jedno takie zwycięstwo jest nam potrzebne i wtedy będziemy spokojni - mówił Damian Zbozień.
Po przerwie kibicom zgromadzonym przy Sportowej 3 mógł przypomnieć się mecz z GKS-u z Wisłą Kraków. Wtedy też bełchatowianie prowadzili 2:0, by ostatecznie zremisować 2:2. Powodem takiego wyniku była zbyt bojaźliwa gra w drugiej połowie w meczu z Białą Gwiazdą. W piątek, podopieczni trenera Kamila Kieresia nie powielili błędów z tamtego meczu i dowieźli korzystny wynik do końca. - Szybko strzeliliśmy pierwszą bramkę, później dołożyliśmy szybko drugą. W przerwie powiedzieliśmy sobie, że styl się nie liczy, bo najważniejsze są trzy punkty. To, że Jagiellonia nas przycisnęła, nie oznaczało, że stworzyła sobie jakieś czyste sytuacje. My jesteśmy w takim momencie, że nie możemy sobie grać pod publiczność, grać pięknie i rozgrywać sobie od tyłu, bo dla nas najważniejsze są punkty. Mieliśmy już takie mecze, jak z Wisłą, że prowadziliśmy, a kończyły się remisem. Teraz nie chcieliśmy do tego dopuścić i to się udało. Z tego się bardzo cieszę - dodał były gracz Sandecji Nowy Sącz.
Młody obrońca, który jest wypożyczony z Legii Warszawa do końca obecnego sezonu, do podstawowego składu wskoczył niedawno, kiedy urazu nabawił się Maciej Szmatiuk, a Mate Lacić leczył się za pomocą antybiotyków. Od meczu ze Śląskiem Wrocław to właśnie Zbozień oraz Szymon Sawala tworzą parę środkowych obrońców. Trzeba dodać, że parę bardzo skuteczną, bo GKS z gry w dwóch meczach nie stracił gola. Czy można grać zatem jeszcze lepiej? - Zdecydowanie tak, bo z Szymkiem zagraliśmy dopiero dwa mecze. Tak naprawdę przed meczem ze Śląskiem graliśmy razem tylko dwa treningi i tego zrozumienia jest jeszcze potrzeba, natomiast nadrabiamy to ambicją. Gramy bardzo prosto. Przerywamy akcje, ustawiamy się. Myślę, że na razie styl się nie liczy. Gramy o utrzymanie i staramy się grać na zero z tyłu, tak jak w piątek. Mam nadzieję, że będziemy to powielać, a z czasem będzie to wyglądać jeszcze lepiej - skomentował "Zboziu".
Mimo zwycięstwa, defensor GKS-u meczu z Jagiellonią może nie wspominać najlepiej. Wszystko przez to, że doznał dość bolesnego urazu. Po jednym ze starć z Grzegorzem Rasiakiem na głowie Zbozienia pojawiła się krew. Podobna sytuacja miała miejsce w spotkaniu z Podbeskidziem Bielsko-Biała, kiedy młodemu piłkarzowi ukruszono zęby. Co jest takiego w Damianie Zbozieniu, że przeciwnicy tak ostro go traktują? - Walczę! Nigdy nie odstawiam ani nogi, ani głowy. Po meczach z Podbeskidziem dwukrotnie miałem już coś uszkodzone. W pierwszej lidze miałem rozcięty łuk brwiowy, a w Ekstraklasie ukruszone zęby. Teraz widzę, że jeszcze Jagiellonia może być takim pechowym zespołem, ale mam nadzieję, że tak nie będzie. Taka rola dla obrońcy. Nie można odstawić nogi, jest się ostatnim i trzeba robić wszystko, żeby zapobiec stracie bramki. Dopóki gramy na zero z tyłu i nie są to kontuzje wykluczające mnie z gry, to w ogóle się tym nie przejmuję - powiedział na zakończenie podopieczny trenera Kieresia.