- Zostały cztery mecze do końca sezonu. Musimy wszystkie wygrać i czekać na cud, a cud może się zdarzyć w Krakowie. Trzeba wierzyć, że różne rzeczy dzieją się - mówi opiekun ustępujących mistrzów Polski.
Wisła w 26. kolejce pokonała u siebie Łódzki Klub Sportowy 3:2. To pierwsze ligowe zwycięstwo Białej Gwiazdy na swoim stadionie od 4 grudnia minionego roku. Krakowianie prowadzili już 3:0, ale na własne życzenie doprowadzili do nerwowej końcówki spotkania, tracąc dwie bramki. - Po 60 minutach byłem zadowolony, ale tak mam mieszane uczucia. Przełamaliśmy się na swoim stadionie, zdobyliśmy trzy bramki, ale zabrakło nam spokoju i szybko po 3:0 straciliśmy na 3:1. Z meczu, który mógł się spokojnie ułożyć, zrobiliśmy horror. Ocena tego dlaczego w 20 minut tak się może zmienić oblicze zespołu, jest dla mnie bardzo trudna - tłumaczy Probierz.
Szkoleniowiec próbował usprawiedliwiać swoich podopiecznych zmęczeniem wynikającym z natłoku spotkań i dwugodzinnym bojem z Ruchem Chorzów w Pucharze Polski, jaki stoczyli na trzy dni przed meczem z ŁKS-em: - Już z Ruchem pokazaliśmy dobrą piłkę, ale dogrywka dała się we znaki. To nic dziwnego, że byliśmy zmęczeni, bo w 5,5 tygodnia zagraliśmy 11 spotkań. Teraz piłkarze dostali dwa dni wolnego, żeby się zregenerowali i przystąpili do końcówki sezonu zwarci i gotowi. Cieszy mnie to, że zespół potrafił cieszyć się z bramek. To pokazuje, że piłkarze tworzą jedność. Trzy bramki Cwetana są bardzo fajne, bo to udowadnia, że potrafi się znaleźć.
Probierz ciągle ubolewa nad tym, że odkąd jest w Wiśle, jego zespół gra praktycznie co trzy dni, przez co on nie może w pożądanym przez siebie stopniu wpłynąć na swoich piłkarzy: - Staram się powoli przekonywać zawodników do swoich wartości, swoich schematów. Oni długo pracowali z jednym trenerem, później z drugim i nie da się pstryknąć i tego zostawić. Ważne jest dla mnie, że ci zawodnicy potrafią grać ofensywnie.