Wisła Kraków w sobotę sprowadziła Podbeskidzie na ziemię strzelając rywalom trzy gole w zaledwie jedenaście minut. Bielszczanie w tym meczu mieli swoje sytuacje - jak choćby poprzeczka Sylwestera Patejuka - jednak nie potrafili ich zamienić na gola. Wykorzystali tylko jedną z kilku okazji, i to po stałym fragmencie gry, w dość przypadkowych okolicznościach.
W 79 minucie po rzucie wolnym bitym przez Izraelczyka Lirana Cohena piłka przeszła między zawodnikami w polu karnym i zmyliła Sergeia Pareikę. Najbliżej futbolówki znalazł się obrońca Damian Byrtek, który wszedł na boisko w końcówce spotkania. Gola przypisano jednak Cohenowi.
Zapytany o to, czy musnął zmierzającą do bramki piłkę, sam nie był tego pewien. - Tak do końca sam nie wiem, czy ta piłka przeszła mi po głowie czy nie. Wchodziłem w pole karne z zawodnikiem na plecach - opisywał całą sytuację Byrtek. Choć z uśmiechem na twarzy przyznał, iż gol mógłby zostać jemu zapisany. - Chciałbym, żeby mi go zapisali - śmiał się młody obrońca Górali.
- Też naprawdę nie wiem jak to wpadło. To była sporna sytuacja. Być może piłka sama wpadła, albo troszeczkę po głowie. W szatni nawet o tym nie rozmawialiśmy. Był wielki smutek, bo przegraliśmy mecz po bramkach straconych w szesnastce -stwierdził piłkarz.
Górale po zdobyciu bramki mogli jeszcze doprowadzić chociaż do remisu w tym spotkaniu. Na ziemię sprowadził ich jednak Cwetan Genkow, strzelając trzeciego gola, a swojego czwartego w ostatnich dwóch spotkaniach ligowych.
Co gorsza bielszczanie w sobotę stracili swojego kluczowego obrońcę tej wiosny, Juraja Dancika. W 79 minucie brał udział w akcji ofensywnej swojego zespołu. W polu karnym znalazł się w dogodnej sytuacji, po której oddał minimalnie niecelny strzał. Niestety przy tej okazji nabawił się groźnie wyglądającego urazu. Obrońca opuścił plac gry utykając.
Wstępne oceny lekarzy mówią o skręceniu stawu skokowego. To jak poważny jest to uraz mają wykazać poniedziałkowe badania lekarskie.