Do finałowego meczu Pucharu Polski obydwa zespoły przystąpiły osłabione. W Legii zabrakło przede wszystkim Nacho Novo. Duże dotkliwsze były absencje wśród Niebieskich, gdzie nie było przede wszystkim Arkadiusza Piecha oraz Żeljko Djokicia.
Od początku lepsze wrażenie stwarzała Legia, która ponad dwa tygodnie temu w meczu ligowym pokonała Niebieskich 2:0. Już jedna z pierwszych groźniejszych akcji warszawian zakończyła się golem. Na lewej stronie defensywie Ruchu urwał się Michał Żyro, podał do Miroslava Radovicia, który jednak skiksował. Piłka trafiła do Danijela Ljuboji, a napastnik Legii z kilku metrów umieścił futbolówkę w siatce Michala Peskovicia. Po golu obrońcy chorzowian sygnalizowali spalonego, ale sędzia uznał, że bramka padła prawidłowo. Powtórki nie do końca rozwiały wątpliwości.
Po objęciu prowadzenia Legia wciąż kontrolowała przebieg spotkania. Ruch grał bez wiary we własne umiejętności, a na dodatek Niebiescy stracili Marcina Malinowskiego, który z powodu kontuzji musiał opuścić plac gry.
Chorzowianie mieli swoje szanse, ale po rzucie wolnym z prawej strony pola karnego oraz błędzie Dusana Kuciaka, który podał piłkę Andrzejowi Niedzielanowi, Niebiescy zamiast strzelać, niepotrzebnie rozgrywali piłkę.
A piłkarze ze stolicy cały czas grali swoje. W 29. minucie sam na sam z Peskoviciem znalazł się Żyro, ale golkiper chorzowian popisał się świetną interwencją parując piłkę na rzut rożny. Po kornerze strzał sprzed pola karnego jednego z Legionistów odbił Pesković, a Ljuboja dobił piłkę do pustej bramki. Hubert Siejewicz słusznie gola nie uznał, dopatrując się spalonego.
Im bliżej było końca pierwszej połowy, tym śmielej zaczynał poczynać sobie Ruch. Jednak nie miało to przełożenia na sytuacje podbramkowe, a w efekcie drugiego gola zdobył zespół Macieja Skorży.
Lewą stroną obronie Ruchu znowu urwał się Żyro, który nieatakowany precyzyjnie dośrodkował w pole karne, a tam nadbiegający Radović, w trudnej sytuacji, strzelił z czterech metrów w samo okienko bramki Ruchu.
Tuż przed przerwą Ljuboja na środku boiska, przy wyskoku do piłki łokciem trafił w nos Rafała Grodzickiego, który zakrwawiony opuścił boisko. Przypomnijmy, że kilka tygodni temu kapitan Niebieskich ze złamanym nosem opuścił boisko.
Po przerwie Ruch początkowo prezentował się dużo lepiej niż w pierwszej odsłonie. Na boisku pojawił się Wojciech Grzyb, Niebiescy zaczęli grać bardziej ofensywnie i w 50. minucie stworzyli sobie dobrą okazję. Po wrzutce wspomnianego Grzyba w piłkę nie trafił Niedzielan. Trzy minuty później ten sam piłkarz strzelał z ośmiu metrów po podaniu Łukasza Janoszki, ale uczynił to zbyt słabo.
Piłkarze Legii, jak zapowiadali w przerwie, nastawili się na obronę i czekali na kontrę, która pozbawiłaby Niebieskich złudzeń. I w 56. minucie lider ekstraklasy dopiął swego. Żyro skutecznie przepchnął się z Piotrem Stawarczykiem i wyszedł sam naprzeciwko Peskovicia. Tym razem młody gracz Legii uderzył po ziemi i piłka po raz trzeci znalazła się w siatce Niebieskich.
Prowadząc trzema bramkami, piłkarze ze stolicy grali swobodnie i bezsprzecznie panowali na placu gry. Niebiescy marzyli, aby ten mecz jak najszybciej się skończył. Po początkowych nadziejach na odrobienie strat, z zespołu Waldemara Fornalika uleciała wszelka nadzieja na dobry wynik.
W 69. minucie sędzia przerwał na kilku minut mecz. Fani Legii odpalili race i część stadionu spowiła się dymem. Przymusową pauzą obaj trenerzy wykorzystali na dodatkowe konsultacje ze swoimi podopiecznymi.
Obraz gry nie uległ jednak zmianie. Legia kontrolowała przebieg pojedynku, a spotkanie toczyło się głównie w środku pola. Na boisku trwała głównie walka o piłkę, ale brakowało sytuacji podbramkowych. W 79. minucie na bramkę Kuciaka mocno z ok. 30 metrów uderzył Paweł Abbott. Futbolówka minęła jednak bramkę piłkarzy ze stolicy o metr.
W ostatnich minutach Niebiescy atakowali, ale niewiele z tego wynikało. W doliczonym czasie gry Kuciak sparował na róg mocny strzał Grzyba. Bardziej pachniało golem po kontratakach Legii Warszawa, która jak najbardziej zasłużenie wygrała z Ruchem Chorzów i po raz piętnasty w historii sięgnęła po krajowe trofeum.
Wojskowi obronili wywalczony przed rokiem Puchar Polski, gdy po konkursie rzutów karnych pokonali Lecha Poznań. Dla Niebieskich była to druga z rzędu porażka w finale. W 2009 roku Ruch przegrał na Stadionie Śląskim z Lechem 0:1.
Po meczu powiedzieli:
Maciej Skorża, trener Legii: Wśród piłkarzy zapanowała wielka radość z sukcesu i obrony Pucharu Polski. Także z faktu, że w tak ważnym spotkaniu zagraliśmy w dobrym naszym stylu, na wysokim poziomie. Zawodnicy wykazali determinację i konsekwencję w realizacji planów przedmeczowych. Ułatwieniem było szybko zdobyte prowadzenie, które dodało nam spokoju i pewności na boisku. W drugiej połowie liczyliśmy, że Ruch będzie chciał poprawić rezultat, co nam stworzy szansę na zdobycie bramek.
Waldemar Fornalik, trener Ruchu: Presja mogła spowodować, ze moi piłkarze nie pokazali, na co ich stać. Są podłamani, nie cieszą się, bo nie ma z czego. Porażka jest wpisana w sport, dlatego nie powinno to zawodników zdołować. Będziemy musieli doprowadzić ich, po kontuzjach, do odpowiedniej dyspozycji fizycznej, a także wesprzeć psychicznie przed ważnymi spotkaniami ligowymi.
Legia Warszawa - Ruch Chorzów 3:0 (2:0)
1:0 - Ljuboja 8'
2:0 - Radović 41'
3:0 - Żyro 56'
Składy:
Legia Warszawa: Kuciak - Jędrzejczyk, Żewłakow (87' Wolski), Astiz, Wawrzyniak (69' Kiełbowicz) - Żyro (83' Rzeźniczak), Gol, Vrdoljak, Radović, Kucharczyk - Ljuboja.
Ruch Chorzów: Pesković - Burliga, Stawarczyk, Grodzicki Szyndrowski (46' Grzyb) - Zieńczuk, Malinowski (33' Lisowski), Straka, Janoszka - Jankowski, Niedzielan (57' Abbott).
Żółte kartki: Ljuboja, Kucharczyk, Rzeźniczak, Vrdoljak (Legia) oraz Burliga (Ruch).
Sędzia: Hubert Siejewicz (Białystok).