Nie oddamy Śląskowi korony - rozmowa z Cezarym Wilkiem, pomocnikiem Wisły Kraków

Dobiega końca najsłabszy sezon w wykonaniu Wisły Kraków od ośmiu lat. Na finiszu rozgrywek Biała Gwiazda podejmie przy Reymonta walczący o mistrzowski tytuł Śląsk Wrocław.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Marcin Ziach: Dziś o serii trzech zwycięstw z rzędu Wisły Kraków nikt już nie pamięta. Znowu przegraliście z Górnikiem.

Cezary Wilk: Ten mecz powinien się ułożyć dla nas zupełnie inaczej. Graliśmy lepiej od Górnika od początku spotkania i zdecydowanie przeważaliśmy. Brakowało tylko klarownej sytuacji i bramki. Potem po jakiejś chimerycznej akcji bramkę strzelili rywale i nasza gra jakoś się zacięła. Potem walczyliśmy o doprowadzenie do wyrównania. Mieliśmy kilka okazji, które mógły być punktem zwrotnym tego spotkania. Niestety nie udało nam się ich wykorzystać i przegraliśmy.

Patrząc na boiskowe wydarzenia z wyłączeniem dwóch pierwszych kwadransów obu połów, to Górnik zagrał jak ustępujący mistrz Polski.

- Powiem szczerze, że nie pamiętam jakichś czystych sytuacji stworzonych przez Górnika, a za to pamiętam kilka okazji stworzonych przez nas. Górnik wygrał ten mecz, ale dziwią mnie przewijające się opinie, że oni byli zdecydowanie lepsi w tym spotkaniu. Słyszałem ich już mnóstwo i moim zdaniem są dla nas krzywdzące, bo walczyliśmy przez cały mecz i w niczym Górnikowi nie ustępowaliśmy.

Wydawało się, że po rzucie karnym dla Wisły mecz rozpocznie się od początku. Genkow dał się jednak ośmieszyć młodemu Skorupskiemu.

- To był zdecydowanie jeden z punktów zwrotnych tego meczu. Bramkarz jednak bardzo dobrze się zachował. Wybrał jeden z rogów, w który się rzucił, a piłka praktycznie sama wpadła mu w ręce. Nie mamy do Cwetana [Genkowa - przyp. red.] pretensji o tę sytuację. Oczywiście mógł być to najbardziej znaczący punkt tego spotkania, ale potem jeszcze kilka było takich momentów. Jak się nie strzela bramki, to przegrywając ciężko chociaż zremisować.

Wisła przeważała zwłaszcza w dwóch pierwszych kwadransach obu połów spotkania. Bramki Górnika jednak was przystopowały.

- Zawsze kiedy drużyna gra dobrze i nabiera wiatru w skrzydła, po czym traci bramkę, to coś się zacina. To był dla nas bardzo ciężki moment, bo choć staraliśmy się do końca odwrócić ten rezultat, to nic z tego nie wyszło. Górnik grał naprawdę konsekwentnie z tyłu, a nam brakowało trochę blasku w ofensywie.

Na finiszu rozgrywek Wisła jest kadrowo zdziesiątkowana. Ciężki sezon czy złe przygotowanie do rozgrywek dają wam się we znaki?

- Kontuzje są w piłce nożnej bardzo częstym zjawiskiem i nie szukałbym jakichś wytłumaczeń dla tego stanu rzeczy. Za nami trudny sezon, a organizm nie jest ze stali. Nie wszystko da się wytrzymać. Po to jednak w kadrze jest ponad dwudziestu zawodników, żeby w przypadku kontuzji jednego na boisko wszedł drugi i również trzymał poziom. U nas tak się dzieje i nie uważam, żebyśmy przez absencje kadrowe byli zdecydowanie słabsi piłkarsko. Gramy trochę inaczej, ale cały czas prezentujemy równą i wysoką formę.

Sezonu, w którym Cezary Wilk musiał występować na prawej obronie z braku dublerów sobie jednak nie przypominam.

- To dla mnie zupełnie nowe doświadczenie i muszę przyznać, że nie najlepiej czuję się na tej pozycji. Jestem zawodnikiem ofensywnym, a gra w obronie nie jest moją najmocniejszą stroną. Trener tak mnie jednak na boisku ustawił i muszę respektować jego każde polecenie. Na pewno nie pozostanę prawym obrońcą na całe życie, bo to nie jest pozycja moich marzeń. Mam nadzieję, że na Śląsk wróci już któryś z chłopaków i znowu wrócę do linii pomocy.

Praktycznie co kolejkę Wisła zmuszona jest grać odmienioną jedenastką.

- Nasza sytuacja kadrowa jest ciężka i nie ulega wątpliwości, że w grając optymalnym zestawieniu nasze wyniki byłyby coraz lepsze i zakończylibyśmy sezon serią pięciu zwycięstw z rzędu. Kontuzje i absencje kartkowe postawiły nas niejako pod ścianą i musimy to przyjąć na klatę i stawić czoła przeciwnościom. Przed nami jeszcze jeden bardzo ważny mecz, który chcemy zakończyć zwycięstwem, by utrzymać siódmą pozycję w tabeli.

Żeby tak było, to przy Reymonta musi polec pretendent do tytułu mistrza Polski, Śląsk Wrocław.

- Kibice przy okazji meczu z Cracovią krzyczeli do nas, że mamy przegrać ze Śląskiem. Dla nas byłaby to sytuacja niewyobrażalna. Jesteśmy profesjonalistami, gramy dla klubu, który traci w tym sezonie koronę mistrza Polski. Śląskowi na pewno jej nie oddamy. Jeśli rywal chce ją zdobyć, to musi nas pokonać. Nie widzę innej możliwości, niż walka do ostatniej kropli potu w tym meczu. Nie położymy się przed Śląskiem, a ci którzy tak mówią, nie mają pojęcia o futbolu.

Mało kto pomyślałby przed rokiem, że Wisła na koniec sezonu zadowoli się miejscem w środku stawki.

- Ten sezon był dla nas zupełnie nieudany. Zawieliśmy praktycznie na każdej płaszczyźnie, bo w żadnych rozgrywkach nie spisaliśmy się na miarę oczekiwań i naszych możliwości. O lidze i Pucharze Polski w ogóle nie ma co mówić. Pojawiło się światełko w Lidze Europejskiej, ale na wiosnę też zagraliśmy tylko dwa mecze i nasza przygoda z tymi rozgrywkami się skończyła trochę za wcześnie. Jestem bowiem przekonany, że po awansie ze Standardem moglibyśmy w tych rozgrywkach jeszcze nieźle namieszać.

Według zapowiedzi działaczy przyszły sezon przy Reymonta ma być bardzo trudny. Wisła musi ciąć koszta, szykuje się rewolucja w klubie.

- Od nas w tej sytuacji niewiele zależy. To działacze odpowiadają za politykę kadrową i jestem przekonany, że nawet jeśli kilku zawodników podstawowych nas opuści, to przyjdą w ich miejsce nowi, którzy wniosą świeżą krew do tego zespołu. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy w przyszłym sezonie mieli walczyć o miejsce w środkowej strefie tabeli. Wisła Kraków, to jednak marka, która w ostatnich latach w polskiej lidze dominowała i bez względu na wszystko musimy status quo sprzed roku przywrócić. Ten sezon był dla nas przykrym wypadkiem przy pracy, który musimy wymazać z pamięci i skupić się na tym co przed nami.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×