Sytuacja w GKS Katowice nie należy do łatwych. Śląska drużyna w dalszym ciągu nie zapewniła sobie utrzymania w I lidze, trwa też organizacyjny marazm. Piłkarze i sztab szkoleniowy obecnej drużyny nie doczekali się zaległych pensji, które spłacane są w niewielkich ratach. Klub regularnie przegrywa też procesy w sądzie polubownym przy PZPN z byłymi zawodnikami, do należnych im pieniędzy musząc doliczyć odpowiedniej wysokości odsetki.
Ciężka dola coraz bardziej daje się we znaki sportowemu, który o swoich problemach mówi w sposób coraz bardziej dosadny, wcześniej zachowując pierwiastek dyplomacji. Jak wygląda dziś sytuacja w katowickim klubie?
- Chyba nie trzeba tego tłumaczyć, bo wszyscy doskonale wiedzą jak jest. Ciągle coś obiecują, obiecują i obiecują, ale nie widać tego efektów. Takiego bodźca, który udowodniłby nam, że wszystko idzie do przodu póki co nie ma. Lepiej znowu tego nie roztrząsać szerzej w mediach, bo koniec końców, to i tak, to co przewija się na ten temat w prasie najbardziej odbija się na nas i na drużynie - przyznaje Rafał Górak, opiekun śląskiej drużyny.
Szkoleniowiec GieKSy zagajony o to, czy zawodnicy nie czują się przez zarząd oszukiwani nie zdementował tych pogłosów. - Sytuacja jest trudniejsza niż się wielu może wydawać. To są rzeczy naprawdę bardzo trudne. Cały czas staramy się z nimi walczyć i odkładać to na bok, ale ciężko budować ustabilizowaną formę sportową, kiedy wygląda to tak, jak wygląda. Mimo zapewnień i obietnic zarządu nic się nie zmienia i cały czas jest tak jak było. Być może niektórzy zawodnicy nie umieją tej presji udźwignąć i nie wiedzą jak sobie z tym wszystkim poradzić - argumentuje słabą postawę drużyny trener katowiczan.
- Niekiedy są takie spotkania, w których trzy zmiany nie wystarczą. W meczu z Wartą najchętniej w przerwie zrobiłbym dziesięć zmian, ale regulamin mi na to nie pozwalał. Mam nadzieję, że uda nam się pozbierać i do meczu z Piastem przystąpimy jako zupełnie inny zespół. Wraca do gry Tomek Hołota, a to bardzo ważny atut dla nas - przekonuje Górak.
Opiekun drużyny ze stolicy Górnego Śląska zastanawia się jak może jeszcze wpłynąć na poprawę atmosfery w szatni swojego zespołu, by zmotywować go do walki w końcówce sezonu. - Wydaje mi się, że my wiemy co mamy zrobić, żeby na tą szatnię wpłynąć. Żadne wstrząsy nie są tej drużynie potrzebne, bo przez całą wiosnę byliśmy już wystarczająco wstrząsani z każdej strony. Potrzeba nam spokoju, a emocji mamy aż nadto. Musimy wszyscy zapamiętać, że klub to nie tylko zawodnicy i sztab szkoleniowy, ale także zarząd i wszyscy musimy się na tę końcówkę sezonu mocno sprężyć - podkreśla szkoleniowiec drużyny ze stolicy Górnego Śląska.