Ruch przegrał z Victorią i większych szans na awans do kolejnej rundy nie ma. Maciej Sadlok nie załamuje jednak rąk. - Piłka czasami robi takie figle, że trzeba wierzyć, że w rewanżu uda nam się coś zdziałać. A co z tego wyjdzie to się okaże. Może z lepszym przeciwnikiem jakim jest Victoria trzeba będzie zagrać bardziej otwartą piłkę. To nie jest Barcelona, pod presją mogą się pogubić - zastanawiała się obrońca wicemistrzów Polski, który żałował straconych w końcówce bramek przez Niebieskich. - Przy 0:0 u nas, w Pilźnie moglibyśmy coś zdziałać. W pierwszym meczu trudno by było, aby wiedząc na co stać rywala, rzucić się na Victorię. To się mogło źle dla nas skończyć. Nie chcieliśmy grać na remis, ale trzeba mieć chłodną głowę i znać swoje miejsce w szeregu. Czekaliśmy na swoją szansę. Wyszło inaczej i szkoda włożonego wysiłku - dodał piłkarz Ruchu.
Sadlok przyznał, że na boisku czuć było ogranie czeskiego zespołu. - Victoria grała w Lidze Mistrzów z dobrymi zespołami. Można się było spodziewać, że ten mecz właśnie może tak wyglądać. I to się niestety potwierdziło. Momentami brakowało wyjścia na pozycje. Małym wytłumaczeniem może być, że jak się długo ktoś broni, to potem jest problem w ataku, wychodzeniu na pozycje. Traci się wówczas dużo sił. Lepiej grać piłką niż biegać za nią - zakończył rozczarowany stoper Ruchu Chorzów.