Przemysław Pitry: Dobra, ale bolesna lekcja

GKS Katowice inaugurację zmagań na boiskach I ligi przegrał z ŁKS-em Łódź 1:2 (0:2). Śląska drużyna fatalnie spisała się zwłaszcza w pierwszej połowie, kiedy goście łatwo zdobyli dwie bramki.

Przed ligową inauguracją z ŁKS Łódź przy Bukowej panowała duża doza niepewności. Wszak GieKSa wciąż obarczona jest zakazem transferowym, a na ławce rezerwowych katowickiej drużyny usiedli gracze na co dzień występujący w IV-ligowych rezerwach śląskiego klubu. Przedmeczowe obawy znalazły swoje potwierdzenie w pierwszej połowie spotkania. Wówczas gospodarze popełnili kilka prostych błędów w defensywie, w efekcie czego do przerwy przegrywali dwoma bramkami.

- Patrząc na naszą grę w drugiej połowie, to gdzieś może być ten optymizm. Nie możemy jednak tracić tak łatwo bramek. Musimy pierwszą połowę bardzo dokładnie przeanalizować i zastanowić się nad błędami, jakie popełniliśmy, bo musimy unikać takich bramek - podkreśla Przemysław Pitry, napastnik drużyny z Bukowej.

Doświadczony gracz katowiczan zauważa, że początek spotkania należał do jego zespołu. - Dobrze weszliśmy w to spotkanie, bo pierwsze minuty były w naszym wykonaniu naprawdę przyzwoite. Potem ŁKS strzelił bramkę praktycznie z dwóch podań i zaczęła się nasza katorga. Szybko potem straciliśmy drugiego gola i wtedy na dobre rzuciliśmy się do odrabiania strat. Szkoda, że przed przerwą, pomimo rzutu karnego i słupka, nie udało nam się zdobyć bramki kontaktowej - kręci głową z niedowierzaniem 30-latek.

Po przerwie GieKSa wyszła na boisko odmieniona i w pierwszych fragmentach gry w drugiej połowie zdobyła bramkę kontaktową. - Powiedzieliśmy sobie w szatni, że dla losów tego meczu kluczowe będzie szybkie strzelenie pierwszej bramki. To się nam udało i potem na dobre rozkręciło się koło napędowe naszej gry. Robiliśmy wszystko, by doprowadzić do remisu, a tak naprawdę chcieliśmy ten mecz wygrać. Niestety zabrakło czasu, albo kropki nad "i", żeby ten wynik jeszcze podnieść - przyznaje Pitry.

Kapitalne zawody w Katowicach rozegrał bramkarz łódzkiej drużyny Bogusław Wyparło. - To co ten człowiek robił między słupkami, to coś nieprawdopodobnego. W końcówce wyciągnął ŁKS-owi dwie pewne bramki. Nie potrafiliśmy uwierzyć, że choć nasze strzały były naprawdę dobre i trudno byłoby w tej sytuacji zrobić coś lepiej, to te piłki nie wpadały. "Bodzio" miał dzień konia, ale to przede wszystkim dowód na to, że bramkarzowi nie warto spoglądać w metrykę, bo wiek jest na tej pozycji najmniej ważny - przekonuje napastnik śląskiej drużyny.

Przed GKS-em dwa kolejne mecze na własnym stadionie. - Musimy ciężko przepracować ten okres i skupić się na tym, żeby w kolejnych meczach nie powielać błędów, które nam się w meczu z ŁKS-em przytrafiły. Traktujemy to spotkanie jako dobrą, aczkolwiek bardzo bolesną dla nas lekcję. Trzeba się z tego podnieść, bo jak chcemy tę ligę spokojnie utrzymać, to musimy punktować zwłaszcza u siebie, a już na starcie straciliśmy na własne życzenie trzy punkty. Tak być nie może - puentuje lider katowickiej jedenastki.

Komentarze (1)
avatar
Remle
7.08.2012
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
nie no, ŁKS to prawie jak Barcelona. Ilu zawodników z obecnego ŁKS grało w ekstraklasie? Coś mi się wydaje że takie lekcje GKS zbierać będzie przez kolejne 33 kolejki, a potem albo całkiem się Czytaj całość