- Strzeliliśmy sobie bramkę w pierwszej połowie i później Widzew czekał już na kontry. Nie możemy popełniać takich błędów, choć wiadomo, że takie się zdarzają. Nie możemy tak robić, po prostu... - powiedział po ostatnim gwizdku sędziego Arkadiusz Woźniak.
W 21. minucie zawalił Paweł Widanow, który źle podał piłkę Sergio Reiny i tę przechwycił Aleksandr Lebiediew. Zagrał idealnie do Alex Bruno, a Brazylijczyk zdecydował się na przelobowanie Michała Gliwy. Sztuka ta udała mu się i jak się później okazało, był to jedyny gol w tym meczu.
- W pierwszej połowie były dwie-trzy dobre okazje bramkowe, ale nie wpadło. Nie gramy źle. Graliśmy dobrze w piłkę, ale nie strzelaliśmy bramek. W ostatnim sparingu z Energie Cottbus strzeliliśmy trzy gole i wyglądało to lepiej. Po bramce łodzian siedliśmy, ale w drugiej połowie myślę, że te akcje nie były takie złe... Ale musimy strzelać bramki! To jest najważniejsze w piłce - dodał Woźniak.
Miedziowi nie zagrali dobrze tego popołudnia. Zdegustowani fani już w pierwszej połowie gwizdali na swoich zawodników po kolejnym niecelnym podaniu czy nieudanej akcji. Na przerwę również pożegnały ich gwizdy. - Kibice mają prawo do tego. My musimy robić swoje na boisku. Niestety przegraliśmy i teraz trzeba znów walczyć o życie, walczyć o zwycięstwo - powiedział nasz rozmówca, który nie zgodził się z tezą, że fani Widzewa Łódź byli głośniejsi. Na Stadionie Zagłębia stawili się w większe liczbie i przez całe spotkanie głośno dopingowali swoich pupili. - Kibice Widzewa śpiewali, że grają u siebie, ale ja tak się nie czułem - zakończył Woźniak.