Flota nas nie interesuje - rozmowa z Łukaszem Skrzyńskim, kapitanem Zawiszy Bydgoszcz

Piłkarze Zawiszy Bydgoszcz są obecnie wiceliderami I ligi. Po remisie z Dolcanem ich strata do Floty urosła jednak do czterech punktów. O początku sezonu opowiada Łukasz Skrzyński.

Michał Konarski
Michał Konarski

Michał Kowalski: W ostatniej chwili uratowaliście remis z Dolcanem. Mimo wszystko nie na to chyba liczyliście?

Łukasz Skrzyński: Liczyliśmy na dobrą i skuteczną grę. Chcieliśmy utrzymać dobrą dyspozycję, jaką prezentowaliśmy w ostatnim czasie. Jednak w nasze poczynania wkradło się trochę nerwowości. W pierwszej połowie stworzyliśmy kilka sytuacji podbramkowych, niestety nie udało się ich wykorzystać. Gdybyśmy wówczas otworzyli wynik spotkania, na pewno potoczyłoby się to inaczej. Później też pewne nieporozumienia w defensywie i wyszło jak wyszło. Musieliśmy gonić wynik, a to naprawdę trudne. Goście przez całą drugą część byli całym zespołem na własnej połowie. Cieszy to, że w ostatniej chwili zdołaliśmy wyrównać, ale niemniej jednak mecze u siebie chcemy wygrywać i to było naszym celem. Nie udało się, ale takie życie. Czas na refleksję i trzeba walczyć dalej.

W drugiej połowie w waszej drużynie było wiele głupich i niepotrzebnych strat w środku pola. Skąd one się brały?

- Ciężko stwierdzić jednoznacznie. Każdy z nas chciał znaleźć podanie otwierające drogę do bramki koledze. Mecz nie ułożył się po naszej myśli, przegrywając, wszyscy chcieliśmy jak najszybciej odrobić straty. Zabrakło nam trochę chłodnej głowy, ale później sobie z tym poradziliśmy. Stworzyliśmy sobie kilka sytuacji, jedną wykorzystaliśmy. Szkoda, że nie udało się to wcześniej, ale trudno. Szanujemy ten punkt, ale to i tak jest dla nas porażką.

Może Dolcan zaskoczył was ustawieniem? Zagrali bardzo defensywnie, Tataj w ogóle nie wszedł na boisko.

- Nie, tu zaskoczenia nie było. Byliśmy na to przygotowani. Wiedzieliśmy, że zmuszą nas do ataku pozycyjnego przez całe 90 minut. W pierwszej połowie co prawda nie graliśmy tego, co sobie założyliśmy, może z wyjątkiem paru akcji. Natomiast później wróciła płynność akcji i wytrenowane schematy zaczęły trochę działać. Jeszcze kilka okazji mieliśmy, ale tak to już jest. Taka jest piłka, nie można się martwić.

Z tego meczu koniecznie trzeba jednak wyciągnąć wnioski.

- Na pewno trzeba. W zeszłym sezonie u siebie przegraliśmy awans i w tym roku nie może się to powtórzyć. Fajnie gramy na wyjazdach, ale u siebie są czasem momenty, gdy nie wszystko nam wychodzi tak, jak powinno.

Flota znowu wygrała…

- A nich wygrywa, my patrzymy na siebie. Przed nami jeszcze bardzo dużo spotkań, pełno punktów do zdobycia. Na razie to nas nie interesuje.

Flota jest teraz w podobnej sytuacji jak wy dokładnie rok temu. Jak myślisz, ten zespół obecnie jest po prostu na fali i wszystko im wychodzi, czy to już ekipa na dłużej?

- Na mecz z Flotą przyjdzie czas za dwa miesiące. Teraz mamy ważniejsze sprawy. Przed nami trudny mecz z ŁKS-em, ja o niczym innym nie myślę. Chcę grać jak najlepiej i wykonywać zadania trenera, to jest rzecz, na której się koncentruję. To, co robi Flota mnie póki co nie obchodzi.

Przed sezonem doszło do wielu zmian w waszej formacji obronnej, ale mimo tego straciliście do tej pory tylko dwa gole. Można powiedzieć, że jesteście już zgrani?

- Nad tym elementem nadal musimy pracować. Broni się nie tylko linia obronna, ale cały zespół, zaczynając od bramkarza. Fajnie, że tylko 2 gole, bo to zawsze dobrze wpływa na morale zespołu. Trzeba jak najdłużej tę passę podtrzymać, najważniejsze, by drużyna wygrywała. Ja chętnie bym wygrywał 5:4 po pięknej, widowiskowej grze, która zachęca kibiców do przyjścia na stadion.

Nie da się ukryć, że na wyjazdach gracie lepiej niż u siebie. Skąd się to bierze?

- Drużyny przeciwne przyjeżdżają do Bydgoszczy się bronić i naprawdę jest ciężko strzelić gola. Raz wpadnie więcej, raz mniej bramek i tyle. Taka jest piłka, nie można od napastników wymagać co mecz pięciu bramek. Powtarzam, jeśli 22 zawodników jest skumulowanych na małym obszarze boiska, to trudno o klarowne okazje. Nie zawsze jest tak łatwo, jak mogłoby się wydawać.

W zespole jest bardzo duża konkurencja, wielu zawodników z minionego sezonu nie gra w podstawowym składzie. Macie 2 równorzędnych graczy na każdą pozycję. To lepiej, czy gorzej?

- Wydaje mi się, że wszystko jest dobrze. Trener odpowiada za wyniki, a my za to, co robimy na boisku. Tyle na ten temat.

Łukasz Skrzyński skupia się tylko na swojej grze Łukasz Skrzyński skupia się tylko na swojej grze
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×