Opolanie przystąpili do tego meczu ze świadomością tego jak ważny będzie to dla nich mecz. W pięciu dotychczasowych seriach gier niebiesko-czerwoni zdobyli zaledwie dwa punkty i okupowali dolne rejony tabeli. Spotkanie ze Zniczem miało być dla nich szansą na przebudzenie, a pomóc w tym miało m.in. przedmeczowe zgrupowanie w pobliskiej Turawie.
Dla Znicza natomiast miał to być koniec trwającej od początku rundy wędrówki po obiektach rywali i okazja na powiększenie swojego siedmiopunktowego dorobku w meczach wyjazdowych.
Pierwsze minuty nie wskazywały, że kibice zobaczą mecz praktycznie pozbawiony okazji bramkowych. Już w 4. minucie przed szansą kapitan gospodarzy Łukasz Ganowicz, ale jego "główka" po wrzutce Pape Samby Ba minęła lewy słupek gości. Za chwilę dośrodkowanie Marka Tracza wyłapał Adrian Bieniek, a po 7. minutach do interwencji głowa na 25. metrze zmuszony został jego vis a vis - Marcin Feć. Szansę na strzał po składnej akcji opolan miał jeszcze Tomasz Copik, ale nie trafił czysto w futbolówkę.
Przez kolejne dziesięć minut na murawie nie działo się nic ciekawego, a cztery strzały oddane kolejno przez Zubrzyckiego, Paluchowskiego, Kokosińskiego i Tracza między 22, a 30 minutą były niecelne. Później z boiska głównie wiało nudą. Goście jedyną celną próbę zanotowali w 37 minucie, kiedy główkujący Tomasz Feliksiak uderzył lekko i wprost w bramkarza niebiesko-czerwonych.
Przez pierwsze 45 minut żaden z zespołów nie był w stanie przeprowadzić składnej akcji, mecz toczył się głównie w środkowej części boiska, a szanse Znicza wynikały z niezdecydowanej postawy opolskich obrońców. Odra stwarzała jakiekolwiek zagrożenie pod bramką Bieńka jedynie po indywidualnych akcjach, szczególnie najlepszego tego dnia na placu gry Charlesa Nwaogu Uchenny. Młody Niegeryjczyk po raz pierwszy miał okazję zaprezentować się przed publicznością na ulicy Oleskiej i od razu zyskał sympatię miejscowych fanów. Kiedy w 90. minucie 18-latek schodził z boiska, kibice gromkimi brawami podziękowali mu za ambitną postawę w tym meczu. - Bardzo chciałem strzelić bramkę, co chyba było widać. Nie udało się, ale i tak dla mnie najważniejsze jest to, że wygrał mój zespół - komentował po meczu w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Po przerwie trochę lepiej w ataku zaczęli radzić sobie gospodarze. Najpierw przykład z czarnoskórego kolegi wziął Copik, który w swoim stylu podholował piłkę przez 50 metrów, a następnie wyłożył ją nadbiegającemu Józefowiczowi, który uderzył mocno, ale prosto w ręce Bieńka. Przy kolejnej okazji opolan młody golkiper Znicza nie miał już tyle szczęścia. Dzięki waleczności Uchenny opolanie egzekwowali rzut rożny. Po kolejnym dobrego w tym dniu podaniu Samby Ba do piłki doszedł na krótkim słupku Marcin Rogowski, przedłużył ją, a ta wepchnięta z najbliższej odległości przez któregoś z opolan znalazła się w siatce. Z początku gola przypisano Uchennie, ale domniemany strzelec stwierdził po meczu: - To na pewno nie byłem ja. Bramkę zdobył Marcin. Copik też dotknął piłkę, ale ona była już za linią. Inaczej tą sytuację widział Marek Tracz, według którego piłkę do siatki wepchnął Copik i uczynił to sprzed linii bramkowej. Jego zdanie podzieliło też kilka innych osób, a bramkę ostatecznie zaliczono właśnie rosłemu pomocnikowi Odry.
Gol nie podział jednak orzeźwiająco na piłkarzy z Mazowsza, którzy wciąż nie potrafili trafić w światło bramki strzeżonej przez pewnie broniącego Fecia. Mimo braku celności w 67. minucie gościom udało się umieścić futbolówkę w siatce. Ich radość szybko przerwał sędzia Środecki, który w podbramkowym zamieszaniu dopatrzył się pozycji spalonej jednego z pruszkowian i gola nie uznał.
Od tego czasu kibice oglądali już tylko kilka niecelnych uderzeń i ostrą walkę w środkowej strefie. Piłkarze często faulowali, a sędzia do końca meczu pokazał jeszcze pięć żółtych kartek. Dodatkowo na trybunach za zbyt dosadne krytykowanie pracy arbitra wylądował trener gości. - To z winy sędziego, bo nie zauważył ewidentnej ręki w polu karnym - tak zachowanie opiekuna znicza tłumaczył nam członek sztabu szkoleniowego pruszkowian.
Pomimo desperackich ataków gości polegających na posyłaniu długich piłek w pole karne Odry, opolanie utrzymali korzystny wynik do końca spotkania i po jego zakończeniu mogli świętować zdobycie upragnionych trzech punktów. - To nie jest tak, że ciążyła na nas presja. My sami chcieliśmy wygrać, nie dlatego, że chcieli inni, a chcieli tego i kibice i działacze, tylko dla samych siebie. Wierzyliśmy jest w nas ta siła i że potrafimy tego dokonać - mówił po meczu uradowany Marcel Surowiak.
Odra Opole - Znicz Pruszków 1:0 (0:0)
1:0 - Copik 54'
Składy:
Odra Opole: Feć - Orłowicz,Ganowicz, Surowiak, Samba Ba, Rogowski (65' Piegzik), Copik (77' Jaskólski), Tracz, Monasterski, Józefowicz, Uchenna (90' Pontus).
Znicz Pruszków: Bieniek - Rybaczuk (63' Wocial), Kokosiński, Kowalski, Januszewski, Zubrzycki (72' Strózik), Osoliński, Buga, Kaczmarek, Feliksiak (58' Bzdęga), Paluchowski.
Żółte kartki: Uchenna, Monasterski (Odra) oraz Paluchowski, Januszewski, Bieniek, Kaczmarek (Znicz).
Sędzia: Bartosz Środecki (Wrocław).
Widzów: 2000 (25 gości)
Najlepszy piłkarz Odry: Charles Nwaogu Uchenna.
Najlepszy piłkarz Znicza: Adrian Paluchowski.
Najlepszy piłkarz meczu: Uchenna.