Drużyna Piasta Gliwice jest chwalona za niemal każdy swój występ. Co z tego jednak, skoro gliwiczanie ostatnio przegrali cztery ligowe potyczki z rzędu. W niedzielę we Wrocławiu karta się jednak odwróciła i to drużyna Marcin Brosza wywalczyła trzy punkty. - Cieszymy się, że w końcu przełamaliśmy tą złą passę czterech meczów bez zwycięstwa. Początek spotkania na pewno nie był dla nas dobry, przegrywaliśmy 0:1, ale podnieśliśmy się i zasłużenie wygraliśmy we Wrocławiu - powiedział po meczu Mariusz Zganiacz.
Gliwiczanom w odniesieniu triumfu pomógł Waldemar Sobota, który najpierw sprokurował rzut karny, a potem po jego fatalnym błędzie na listę strzelców wpisał się Damian Zbozień. - Trochę nam na pewno pomógł Waldek Sobota, ale w innych spotkaniach nie mieliśmy szczęścia. Dostawaliśmy czerwone kartki za nic. Można powiedzieć, że szczęście się odwróciło. Tym razem otrzymaliśmy rzut karny na 2:1, a Wojciech Kędziora go wykorzystał. Jesteśmy zadowoleni z tego meczu, ale już przygotowujemy się do spotkania z Podbeskidziem Bielsko-Biała. To będzie dla nas najważniejsze spotkanie - skomentował Zganiacz.
Gliwiczanie do przerwy prowadzili we Wrocławiu 2:1. Całkiem niedawno drużyna prowadzona przez Marcina Brosza do przerwy wygrywała z Legią w Warszawie, lecz ostatecznie mecz przegrała. Tym razem było jednak inaczej. - Wyciągnęliśmy już wnioski z meczu w Warszawie, aby to się nie powtórzyło. Wygrywaliśmy 2:1 tak samo jak w Warszawie z Legią i chcieliśmy kontrolować przebieg tego meczu i nie stracić gola na 2:2. Gdyby wrocławianie go zdobyli, to złapaliby wiatr w żagle i chcieliby ten mecz wygrać. Utrzymaliśmy jednak wynik 2:1, a potem jeszcze Damian Zbozień strzelił na 3:1 i odnieśliśmy zwycięstwo - wyjaśnił pomocnik drużyny z Gliwic.
Czy w niedzielę to Śląsk był tak słaby, czy też Piast tak silny? - Myślę, że my byliśmy silni w tym meczu, ale też przeszkadzaliśmy Śląskowi, aby oni nie rozgrywali piłki - podsumował Zganiacz.