Patrząc na takie mecze jak ten, od razu nachodzi pytanie: po co ten puchar? Pomijając już atmosferę jaka panuje wokół warszawskiego klubu, to fakt, że na meczu pojawia się około 700 kibiców powinien dać niektórym ludziom do myślenia. W każdym bądź razie mecz się odbył, a jeżeli chodzi o widowisko piłkarskie, to szczególnie w pierwszej połowie, było na co popatrzeć.
Już 7. minuta to pierwsza okazja do zdobycia bramki. Rzut wolny przed polem karnym ŁKS-u. Do piłki podszedł Aleksandar Vukovic. Całkiem dobrze uderzył, ale jego strzał otarł się o mur i piłka minimalnie minęła prawy słupek bramki.
W 14. minucie zobaczyliśmy pierwszego gola tego wieczoru, a zarazem najładniejszą akcję spotkania. Już na połowie gości Legioniści wymienili między sobą kilka podań bez przyjęcia, a ostatnie z nich dotarło do wybiegającego na czystą pozycję Jakuba Wawrzyniaka. Lewy obrońca warszawskiego zespołu pewnym strzałem w górny róg bramki pokonał Jakuba Studzińskiego i było 1:0.
Kolejną bramkę podopieczni Jana Urbana zdobyli trzy minuty później. Tym razem Takesure Chinyama wywalczył piłkę w środku boiska. Minął jednego z łodzian i potężnym strzałem z niemal trzydziestu metrów, w samo "okienko" bramki, podwyższył na 2:0. Piękny gol, po którym graczom Marka Chojnackiego chyba odechciało się grać.
ŁKS pierwszą dobrą okazję stworzył dopiero w 30. minucie. Na swojej połowie błąd popełnił Piotr Giza. Piłkę przechwycił Jakub Biskup i zagrał ją na prawe skrzydło. Ta następnie trafila do nie pilnowanego Dawida Jarki, jednak napastnik gości z pięciu metrów, nie był w stanie pokonać debiutującego w barwach Legii Konstantyna Machnowskiego.
Ostatnia bramka w tym spotkaniu padła w 41.minucie. Kolejny rzut rożny dla Legii wykonywał Edson. Dośrodkowanie na pierwszy słupek spadło wprost na głowę Vukovica, który trącając ją lekko do bramki ustalił wynik spotkania. 3:0 i piłkarze ŁKS mogli myśleć już o kolejnym meczu.
Tak zakończyła się pierwsza połowa i w zasadzie cały mecz, ponieważ druga odsłona była już bezbarwną grą obu stron. Kilka akcji Legii i nieśmiałe ataki gości nie przyniosły już oczekiwanego efektu.
Jedną z nielicznych, godnych uwagi akcji w 56. minucie przeprowadzili gospodarze. Akcja podobna do tej, po której padła bramka. Stołeczni gracze wymienili między sobą kilka szybkich podań, a całą akcję zakończył mocnym, niecelnym strzałem Edson. Widać, że po przerwie spowodowanej kontuzją wraca do optymalnej dyspozycji. Takich strzałów próbował jeszcze parokrotnie, ale żaden z nich nie znalazł drogi do siatki.
Dziesięć minut później, po dobrym podaniu, grającego niezłe spotkanie Martinsa Ekwueme, prawą stroną pomknął Piotr Rocki. Minął jednego obrońcę, po czym idealnie wyłożył piłkę Chinyamie, ale ten skiksował i w konsekwencji piłka trafiła go w rękę.
Pięć minut przed zakończeniem spotkania świetną okazję na dobicie rywala zmarnował Giza. Prawym skrzydłem dryblował, wprowadzony z ławki Miroslav Radovic. Dośrodkował idealnie na głowę pomocnika "Wojskowych" , ale ten z pięciu metrów, po raz kolejny uderzył za lekko. Był to ostatni ciekawy fragment meczu. Sędzia niebawem zakończył spotkanie, a piłkarze udali się na odpoczynek. Forma piłkarzy Urbana wyraźnie rośnie, za co w nagrodę dostali wolny weekend. Natomiast szkoleniowiec łodzian, Marek Chojnacki ma o czym myśleć. Dwie porażki w ciągu tygodnia i bilans bramek 1:7.
Legia Warszawa - ŁKS Łódź 3:0 (3:0)
1:0 - Wawrzyniak 14'
2:0 - Chinyama 17'
3:0 - Vukovic 41'
Składy:
Legia Warszawa: Machnowskyj - Wawrzyniak (44' Kiełbowicz), Astiz, Szala, Bronowicki - Edson (74' Smoliński), Giza, Ekwueme, Vukovic (63' Tito), Rocki - Chinyama (70' Radović).
ŁKS Łódź: Studziński - Freidgeimas (16' Woźniczka), Ognjanovic, Haliti (84' Jarmuda), Kascelan - Asaad, Drumlak, Marciniak, Mowlik, Biskup (49' Świątek) - Jarka (71' Czerkas).
Sędzia: Mirosław Górecki (Katowice).
Widzów: 700.