Co skłoniło pana do objęcia funkcji Konsultanta Grupy Lotos ds. programu "Biało-zielona przyszłość z LOTOSEM"?
Tomasz Kafarski: Sam program, pomysł i ludzie, którzy tam pracują. Jest to bardzo dobry pomysł i Grupa Lotos gwarantuje środki na odpowiednim poziomie, aby zrealizować go w stu procentach. Cieszy mnie, że będę mógł współpracować z Tomaszem Bocheńskim i Tomaszem Borkowskim oraz z panią Jowitą Twardowską. Pomogę najlepiej jak potrafię.
Ilu absolwentów programu chciałby pan wprowadzić do pierwszej drużyny Lechii za 5-8 lat?
- Ja nie podchodzę do tego tak, żeby już dzisiaj się licytować kto za kogo będzie odpowiadał. Nie zależy mi też na tym, aby za dziesięć lat ktoś powiedział, że to Kafarski maczał w tym palce i postawił stempel na tych piłkarzach. Chciałbym, żeby w Polsce przestało się mówić o tym, że młodzi adepci nie mają możliwości uczestniczenia w szkoleniu mającym odpowiedni program. Biało-zielona przyszłość z Lotosem ma taki program opracowany. Stoją za nim fachowcy i tu jest duża możliwość dla rodziców, aby ich dzieci miały gdzie trenować i rozwijać talenty.
[b]
Dlaczego podpisał pan kontrakt tylko do końca roku?[/b]
- Kontrakt jest do końca roku, bo tak się umówiliśmy. Dla mnie i dla Grupy Lotos nie jest to problem. Wszystkie swoje siły skupiam na pracy tutaj, a co będzie dalej? Zobaczymy.
Dałoby się pogodzić to stanowisko z pracą z jakimś klubem ligowym?
- Moja praca jest zamiejscowa. Spędzam czas na odwiedzaniu ośrodków i na spotkaniach z koordynatorami grup młodzieżowych. Wszystko zależy od tego skąd przyszłaby propozycja. Ja jednak przestałem o nich myśleć. Zacząłem pracować i cieszę się, że mogę w tym programie uczestniczyć.
Czy jak w jednym ośrodku znajdzie się jakaś perełka, będziecie ją obejmować specjalnym programem?
- Ten program w tym momencie działa na zawodników do dwunastego roku życia. Mogę więc podpowiedzieć trenerowi Kaczmarkowi, że gdzieś jest jakiś jedenastolatek, ale jak się potoczy kariera, nie sposób przewidzieć.
Chcecie wyjątkowo utalentowanych chłopców trzymać do dwunastego roku życia w ośrodkach zamiejscowych, czy zebrać ich w jedno miejsce, aby szkolenie było efektywniejsze?
- Program jest elastyczny. Nie można dzisiaj zakładać, że będziemy trzymali danych chłopców do gimnazjum w jakimś miejscu, bo być może się okaże, że trzeba będzie działać inaczej. Na tą chwilę skupiamy się na otwieraniu ośrodków i na monitorowaniu spływających dokumentów. Na bieżąco monitorujemy prace i to na dzisiaj zajmuje nam najwięcej czasu. Owoce, które będą z tego wychodzić, będziemy odpowiednio gospodarować.
Ilu adeptów można objąć efektywnym szkoleniem?
- Tak jak przedstawiliśmy, w czterech ośrodkach już jest rzesza ludzi i czapki z głów dla twórców tego programu. Rodzice mają możliwość szkolenia swoich dzieci w sposób profesjonalny. Dołóżmy do tego ośrodki, które mają powstać (około piętnastu do 2015 roku, dop. red.) i zmienią sposób funkcjonowania, wpłyną na ich jakość.
[nextpage]
Jak będzie wyglądała koordynacja trenerów w ośrodkach zamiejscowych?
- Trenerzy są bardzo ważni w całym programie. Jego elementem jest system ich szkolenia oraz dokształcania. To kluczowy moment, bo bez fachowców zaangażowanie ze strony Lechii oraz funduszy Grupy Lotos nie miałoby sensu.
Brakuje panu prowadzenia drużyny ligowej?
- Pewnie, że brakuje. Znalazłem się jednak w takiej sytuacji. Miejsc pracy jest mało, a możliwość uczestniczenia w tym programie mnie naprawdę mocno motywuje i cieszę się, że mogę tu pracować.
Interesuje się pan T-Mobile Ekstraklasą?
- Oczywiście, że tak. Jestem pasjonatem piłki nożnej. Teraz pracuję z młodzieżą, co nie oznacza że nie będę monitorował tego, co się dzieje w polskiej lidze. Oglądam prawie wszystkie mecze T-Mobile Ekstraklasy, niedługo startuje I liga i również będę ją monitorował. Postaram się też wyjechać wiosną na staż, jak tylko pozwoli na to czas. Chcę być cały czas w grze, jako trener chcący się rozwijać. To są jednak plany na przyszłość.
Brakuje w lidze Tomasza Kafarskiego?
- Jak bym powiedział że tak, to ktoś by mógł stwierdzić, że trenerowi Kafarskiemu się poprzewracało w głowie (śmiech). Uważam, że ja swoją pracą i doświadczeniem jestem w stanie zagwarantować prowadzenie zespołu o odpowiedniej jakości gry. Jak któryś prezes lub dyrektor sportowy dojdzie do wniosku, że jestem odpowiednią osobą do prowadzenia zespołu, to jestem otwarty.
Z jakiej perspektywy patrzy pan na Lechię?
- Na pewno nie sposób to jednoznacznie określić. Jestem oczywiście kibicem Lechii, ale również byłem trenerem i staram się analizować to, co robi mój następca oraz czego ja nie zrobiłem, żeby wynik sportowy był lepszy. Mam nadzieję, że jak się poprawią warunki, Lechia już w piątek zagra dobry mecz i rozpocznie rok zwycięstwem, co będzie ważnym czynnikiem, by zapomnieć o tym, że stadion wcześniej nie pomagał temu klubowi.
Jak pan odbiera to, że obecnie w lidze jest coraz więcej młodzieży?
- Szkoda, że nastąpiło to tak późno. Nie wiem dlaczego w Polsce mamy mocarstwowe plany rywalizowania z Bundesligą, czy z ligą rosyjską. Możemy pracować tak, jak Czesi, czy Słowacy, czyli produkować piłkarzy i sprzedawać ich za dużo lepsze pieniądze. Już dzisiaj cieszę się, że polscy piłkarze zostają sprzedawani za spore pieniądze z Legii, czy z Lecha. Mam nadzieję, że tak to będzie wyglądało w przyszłości. Jak większość prezesów by się na tym koncentrowała, polska liga byłaby ciekawsza. Polskie kluby nie miałyby też problemów finansowo-organizacyjnych.
Bezrobocie.