Górnik Zabrze przed meczem ze Śląskiem Wrocław miał nad podopiecznymi Stanislava Levy'ego dwa punkty przewagi. Po stojącym na dobrym poziomie spotkaniu oba zespoły w tabeli T-Mobile Ekstraklasy zamieniły się miejscami i to zabrzanie mają teraz oczko straty do wrocławskiej jedenastki.
Brak zwycięstwa przy Alei Śląska Trójkolorowi powinni brać jednak w ciemno. Historia ostatnich potyczek wrocławsko-zabrzańskich wskazywała bowiem jednoznacznie, że Górnik wygrywa ze Śląskiem jedynie na własnym terenie.
Od powrotu wrocławian do najwyższej klasy rozgrywkowej oba zespoły w stolicy Dolnego Śląska potykały się ze sobą czterokrotnie. Dwa razy padał remis (po 1:1), a dwie potyczki na swoją korzyść rozstrzygał Śląsk, w tym raz pokonując zabrzańską drużynę bardzo wysoko, bo aż 4:0.
Po raz ostatni komplet punktów z Wrocławia górniczy zespół wywiózł wiosną 2001 roku, co sprawia, że na wyjazdowe zwycięstwo nad Śląskiem kibice z Zabrza czekają już dwanaście lat i muszą poczekać jeszcze przynajmniej pół roku.
O ile styl, w jakim zabrzanie sobotniej porażki doznali Górnikowi wstydu nie przynosi, o tyle po raz kolejny powinien przy Roosevelta wywołać alarm. Jeżeli śląska drużyna zamierza w tym sezonie na poważnie włączyć się do walki o podium, musi zewrzeć swoje szeregi i w najbliższych meczach z niżej notowanymi rywalami seryjnie wygrywać.
W tym roku drużyna Adama Nawałki doznała już bowiem bolesnych porażek z Lechem Poznań i Legią Warszawa, które w połączeniu z brakiem zdobyczy punktowej we Wrocławiu zepchnęły Górnika do strefy 4-5.
Chcąc utrzymać się w czubie stawki w czterech najbliższych potyczkach z niżej notowanymi rywalami zabrzanie muszą dopisywać po trzy punkty. Zmierzą się wtenczas z Podbeskidziem Bielsko-Biała, Koroną Kielce, Ruchem Chorzów i GKS-em Bełchatów, grając na przemian systemem dom-wyjazd.