Artur Długosz: Za nami już kilka wiosennych kolejek. Ja pan ocenia dokonania swojego zespołu? Poza jedną porażką z Zawiszą notujecie dobre wyniki i to z drużynami, które do słabeuszy w rozgrywkach nie należą.
Andrzej Danek: - Rywalizowaliśmy z drużynami z wyższej półki w pierwszej lidze. Można powiedzieć, że mamy za sobą mecze z całą czołówką, więc z tych punktów jesteśmy zadowoleni. Szkoda tego spotkania z Olimpią Grudziądz, gdzie bramkę straciliśmy z rzutu karnego już w doliczonym czasie gry. Żałujemy także feralnej potyczki z Zawiszą Bydgoszcz, gdzie nam sędzia wyrzucił dwóch zawodników. Myślę, że jakbyśmy grali w jedenastu na jedenastu, to tego pojedynku byśmy raczej nie przegrali. Po tych wiosennych spotkaniach trzeba być zadowolonym z tego, co zostało osiągnięte. Problem jest tylko taki, że ta przewaga nad strefą spadkową w znaczący sposób nie rośnie.
Kilku nowych chłopaków jest w Nowym Sączu, grają w podstawowym składzie. Zimowe transfery można ocenić chyba na plus?
- Moim zdaniem zimowe wzmocnienia są udane, bo nasze występy jesienią przyprawiały raczej o ból głowy niż zadowolenie. Myślę, że chłopcy spełniają teraz pokładane w nich nadzieje, odwdzięczają się za to, że w nich uwierzyliśmy i obdarzyliśmy zaufaniem. Pokazują się z dobrej strony, więc na pewno możemy być z nich zadowoleni my oraz kibice. Grają dobrze, bramki strzelają. To jest najważniejsze.
Patrząc przez pryzmat transferów, macie w Nowym Sączu chyba długofalową myśl szkoleniową i pomysł na przyszłość. Zgadza się?
- Po zakończeniu sezonu pozyskamy być może dwóch lub trzech zawodników, a niewykluczone, że w ogóle nie będziemy nikogo szukać. Chcemy mocniej postawić na juniorów. Mamy zdolnych młodych chłopaków, niektórzy z nich grają nawet w reprezentacji Polski. Powinniśmy ich powoli wprowadzać do gry w pierwszej drużynie. Nie mówię, że na cały mecz, ale na jakieś 20-30 minut, aby się ogrywali. W lidze powinniśmy się utrzymać, bo ekipa jest fajna. Atmosfera z tego co wiem, też jest w porządku.
Wspomniał pan o juniorach, a oni bardzo dobrze radzą sobie w mistrzostwach Polski juniorów starszych i młodszych.
- Byłem na trzech meczach ligi makroregionalnej. Grają ciekawą piłkę i są skuteczni, a ponadto bardzo dobrze prezentują się na tle mocnych rywali. Juniorzy starsi ani jednego spotkania jeszcze nie przegrali, więc jest realna szansa awansować do najlepszej czwórki. Chciałbym, żeby tak się stało. Jestem zadowolony zarówno z juniorów młodszych, jak i starszych. Cieszę się z tego, co mamy.
Dużo pan mówi juniorach. Rozumiem, że Sandecja może być klubem, który mocno postawi na swoich piłkarzy, wzorem chociażby Zagłębia Lubin czy w ostatnim roku Legii Warszawa.
- Wiadomo, że nas nie stać na kupowanie piłkarzy. Pierwsza liga to jest zaplecze Ekstraklasy, dlatego jest najlepszym miejscem do promowania młodych zawodników. W tym momencie muszę pochwalić ludzi, którzy są odpowiedzialni za świetną robotę przeprowadzoną w procesie tworzenia Akademii Sandecja. Są to Jano Frohlich, Dariusz Peciak oraz Michał Śmierciak, a wspomagani oni byli przez trenerów w poszczególnych rocznikach. Zrobiła się u nas taka fajna grupka ludzi, dzięki pracy których idziemy do przodu. Wzięli się za ulepszanie szkolenia młodzieży i już pomału są tego efekty. Kiedyś w klubie były trzy osobne stowarzyszenia grup młodzieżowych, powstał z tego powodu spory bałagan i musieliśmy to zmienić. Nie mamy tyle pieniędzy, żeby zapewnić idealne warunki i wszystko ofiarować dzieciakom za darmo. Dajemy trenerów, boiska, autobusy, opłacamy sędziów, organizujemy turnieje, dofinansowujemy zgrupowania, to naprawdę dużo ale musimy też pobierać składki od rodziców. Te pieniądze nie znikają jednak w klubie, ale są wykorzystywane. Zrobiło się teraz naprawdę pozytywnie, tak trzeba powiedzieć, a to też dzięki ludziom, którzy się w to zaangażowali. Fajną robotę robią.
W juniorach starszych wyróżniającą się postacią jest pana syn, Adrian Danek.
- Na razie dobrze gra, strzela bramki i pomaga drużynie. Widzę, że po kontuzji się trochę odrodził. Trzeba przyznać bardzo dużo mu pomaga Maciek Korzym. Troszkę nim kieruje, podpowiada pewne rzeczy, a jak przyjeżdża do Nowego Sącza, to razem trenują i na szczęście Adrian się go słucha. Szkoda jednak, że miał wcześniej tę kontuzję i ciężką operację. Liczę na to, że się całkiem odbuduje i będzie się dobrze rozwijał, a dzięki temu grał w piłkę na poważnym poziomie.
Maciej Korzym mocno się w to zaangażował?
- Tak. Tłumaczy mu wiele rzeczy, podpowiada, przytacza przykłady ze swojej kariery i kolegów. W pewnym sensie jest mentorem dla tego chłopaka, ale to dobrze, bo efekty są bardzo pozytywne.
No właśnie, Maciek Korzym to dla Sandecji bardzo ważna postać.
- Ostatnio kibiców przywiózł z Kielc, którzy nam tutaj narozrabiali (śmiech). Poważnie mówiąc, to mocno nas wspiera. Kupił juniorom sprzęt sportowy, angażuje się w nasze akcje, pomaga również przy Akademii. Myślę, że jeszcze nie raz nam udzieli wsparcia, bo stąd się wybił do poważnej piłki. W Koronie Kielce go szanują, bo z kibicami dobrze żyje, to jest bardzo dobry chłopak.
Pana w klubie też chyba cenią, bo został pan wybrany na drugą kadencję, uporządkował sprawy finansowe.
- Jeszcze nie wszystkie są uporządkowane. Wiadomo, że trzeba też się przyznać do błędów, a kilka ich popełniliśmy. Co tu dużo mówić, pierwszy raz tak jest, że po awansie do I ligi zostaliśmy w niej na kilka lat. W przeszłości bywało, iż awansowaliśmy i zaraz spadaliśmy. Mieliśmy również pomyłki z doborem zawodników, bo wiadomo, ze niekiedy oni nie byli sprawdzeni, ale trener się upierał. Postanowiliśmy teraz, że szkoleniowcy są od tego, aby trenować piłkarzy, wystawiać skład i dobierać taktykę. My szukamy wzmocnień. Trzeba też powiedzieć, że dużo pomaga nam w tym Jano Frohlich i na razie ma udane transfery. Z tego trzeba się cieszyć. Pomału schodzimy ze starych długów, normujemy sprawy wynagrodzeń, bo jak były pierwszoligowe początki, to zawodnicy przychodzili, a ceny były wygórowane. W takiej lidze piłkarz powinien na rękę dostać kilka tysięcy, tak mi się wydaje. Jak słyszę, że w niektórych klubach zarabiają 15 czy 20 tysięcy, to według mnie jest chore. Podobało mi się, że na ostatnim spotkaniu zarządu ze Zbigniewem Bońkiem, prezes PZPN powiedział, że myśli nad tym, aby zrobić górne widełki płacowe w pierwszej lidze. To by było dobre rozwiązanie.
Ograniczyłoby to problemy i upadki niektórych klubów, jak choćby ŁKS-u.
- Tak jest, zdecydowanie. Teraz jeszcze, jak nie będzie Młodej Ekstraklasy, to pan zobaczy co stanie się z wieloma zawodnikami. Będzie strasznie dużo wolnych graczy na rynku transferowym za niezbyt duże pieniądze. Trzeba sobie też powiedzieć, że w polskiej gospodarce jest niewielu sponsorów, chcących wyłożyć bardzo duże pieniądze na sponsorowanie drużyn piłkarskich.
[nextpage]Mówi pan o sponsorach - Ekstraklasa ma sponsora tytularnego, a co z I ligą? Michał Listkiewicz z Piłkarskiej Ligi Polskiej takiego obiecywał, ale jak na razie go nie ma.
- Szukamy takiego. Mieliśmy już częściowo sprawę dograną z jedną firmą, ale wyszło tak, że oni niedawno weszli w klub ekstraklasowy i nam uciekli. Rozmawiamy jeszcze jednak, żeby nam jakoś pomogli. Wywalczyliśmy już, że nie płacimy za sędziów w I lidze. Tak naprawdę to jest dużo, bo około 100 tysięcy rocznie zostaje w klubie. Mamy już projekt na to, jak podpisać z Orange Sport umowę na kolejne dwa lata. Dostaniemy teraz od nich prawie drugie tyle. Szukamy jednak tego głównego sponsora. Każdy by chciał, ale dają takie pieniądze, że wychodzi po 20-30 tysięcy na klub. Co to jest? Chcemy przynajmniej, żeby ktoś dał 100 tysięcy na każdy klub i myślę, że znajdziemy.
Nie byłby pan za zmniejszeniem I ligi i zostawieniem klubów, które naprawdę na to stać?
- Nie wiem czy ta reforma Ekstraklasy jest dobra, bo to już kiedyś było i się nie sprawdziło, a można byłoby o dwa zespoły I ligę zmniejszyć. Przez dwa lata jednak tego nie zmienimy, bo w rozmowach z Orange Sport były warunki, że będziemy grać piątek, sobota, niedziela i jeszcze możemy rywalizować w tygodniu, żeby te mecze transmitowali. Na obecną chwilę, jak podpiszemy dokumenty na dwa lata, to na pewno z niczym nie ruszymy. Będzie musiało być tyle zespołów. Oni chcą pokazywać więcej meczów w I lidze, bo niektóre z tych spotkań są lepiej oglądane niż te w Ekstraklasie.
To może play-off'y związane z awansem do Ekstraklasy?
- Dał pan ciekawy pomysł, warty przedstawienia władzom, bo to jest dobre rozwiązanie. Dwa zespoły awansują, a mogłyby jeszcze dwa kolejne w play-off'ach o swoje miejsce zagrać. I tak według mnie powinno być, że dwa spadają, a dwa niech walczą jeszcze. To by było naprawdę dobre.
To tak trochę z innej beczki - zaskoczyła pana decyzja pani Pyżalskiej z ograniczeniem nakładów finansowych na Wartę Poznań?
- Nie wiem, różnie się o tym mówi, ale mi się wydaje, że chyba nie doszli do porozumienia z miastem. Każdy ma swoją wersję, ale myślę, że to nie powinno tak być. Jak już się wzięła za coś, to mogła to poprowadzić i na przykład powiedzieć rok wcześniej, że się wycofuje, a nie tak z dnia na dzień. Nie wiem czy nie wpłynął na to fakt, że pani Pyżalska nie dostała się do zarządu PZPN-u, bo kandydowała.
Polska piłka chyba cierpi trochę na takich klubach, jak dla przykładu kiedyś HEKO Czermno. Wchodzi właściciel, który ma pieniądze, chce się pobawić w futbol, a po dwóch latach już go nie ma i klub zostaje w długach.
- Nie rozumiem funkcjonowania takich klubów, gdzie na trybunach nie można zebrać 2000 kibiców. Jeżeli na meczu jest 200 czy 300 osób, to dla kogo oni grają? Ktoś się wyrwie, ma pieniądze, trzyma to dwa czy trzy lata, potem nie ma już pieniędzy i wszystko leci w dół. To nie powinno tak wyglądać. Wydaje mi się, że dobrze by było, gdyby w polskiej piłce była taka sytuacja, że jak drużyna spada z Ekstraklasy, to ona jest chroniona jakoś przez jeden sezon. Nie ma czegoś takiego, jak spadek z ligi i nagle nie ma pieniędzy. W kontraktach z zawodnikami często przecież nie zakłada się opcji, że się spadnie. Skąd tym piłkarzom potem płacić? Tak upadają kluby. Myślę, że z ŁKS-em tak mogło być.
Taki futbol w I lidze to się opłaca, czy to już raczej pasja?
- Jeżeli mamy dla kogo grać, to powinno się inwestować w piłkę nożną. Jeśli jednak zawodnicy występują dla garstki ludzi, to uważam, że w pewnym stopniu mija się to z logiką sportu.
U was w regionie jest wiele drużyn na zapleczu T-Mobile Ekstraklasy. Współzawodnictwo z Kolejarzem Stróże, Okocimskim Brzesko wpływa pozytywnie na Sandecję? W okolicy kilkudziesięciu kilometrów jest bowiem kilka klubów. Czy to ma sens, aby każde miasto miało swojego przedstawiciela?
- To reklama całego naszego regionu. Trzeba się z tego cieszyć, że tyle klubów jest w tej części Polski. Co do Kolejarza Stróże, wiadomo że tam wiele osób na mecze nie chodzi, a część przyjeżdża z Nowego Sącza, ale jak to długo będzie działać, to ja nie wiem. Życzę Kolejarzowi jak najlepiej, ale też wiem, że jest im ciężko, zresztą jak każdemu. To jest za mała miejscowość, żeby dłużej I ligę utrzymać.
Ale jest współzawodnictwo pomiędzy klubami?
- Oczywiście. Nie jest jednak tak, że jedni drugim wyciągają zawodników. Trzeba sobie szczerze powiedzieć, iż żaden zawodnik od nas tam by nie odszedł, gdybyśmy bardzo chcieli go zatrzymać i miałby pewne miejsce w wyjściowej jedenastce naszej drużyny.
Mówił pan o kibicach na stadionie, ale fani są teraz wymagający i chcą mieć dogodne warunki do oglądania meczów. Siedzimy na budynku na stadionie, ale obiekt nie wygląda okazale. Czy jest w planach jakaś modernizacja stadionu Sandecji?
- To jest raczej pytanie do dyrektora MOSiR-u, bo my jako klub wszystko tutaj dzierżawimy. Na pewno władze naszego miasta się starają, żeby zbudować trybuny na łukach, oczywiście etapami. Wiadomo, że z PZPN-u też nas ściągają, bo mamy mało miejsc zadaszonych. Chcemy to zrobić. Rozmawiałem z prezydentem miasta, który mówił, że większe środki finansowe wpłyną za dwa lub trzy lata. Ten rok będzie naprawdę ciężki, trudno obecnie doprowadzić ten stadion do lepszych warunków. Myślę, że jeżeli prezydent nie zostawi Sandecji i będzie nam pomagał, to stadion w przyszłości będzie ładny.
Rozmawiałem z panem kilka miesięcy temu i mówił pan, że istnieje możliwość, aby Józef Wojciechowski zainwestował w Sandecję Nowy Sącz. Na jakim etapie są rozmowy?
- Sprawa cały czas jest w toku. Takie rozmowy nie są łatwe, chodzi przecież o poważne interesy związane z marketingiem i dużymi finansami, to oczywiście wymaga sporo czasu. Prywatni inwestorzy dokładnie analizują swoje wydatki, dlatego nie można tego robić pochopnie.
Zakłada pan, że w nowym sezonie wystartujecie ze sponsorem tytularnym na koszulce?
- Na obecną chwilę nie chcę tutaj zdradzać zbyt wielu konkretów. Obecnie z przodu koszulki mamy tylko herb klubu oraz miasta Nowego Sącza, a co do reszty miejsc na strojach toczą się rozmowy.
Chyba nie jest łatwo znaleźć firmę, która wyłożyłaby środki finansowe na sport?
- Są tutaj w Nowym Sączu firmy bardzo duże, ale ich piłka specjalnie nie interesuje. Gdyby choć jedna została poważnym sponsorem, to jest nawet szansa awansować do Ekstraklasy. Taka jest prawda.
Ile kosztuje roczne utrzymanie drużyny w I lidze?
- Razem z utrzymaniem obiektu i ze wszystkimi kosztami, to jest między trzy a cztery miliony.
Razem z kontraktami piłkarzy?
- Tak. W I lidze.
[nextpage]Panie prezesie, muszę zapytać o Piotra Świerczewskiego. Wiem, że miał być trenerem Sandecji.
- Nie ukrywam, że były prowadzone rozmowy z Piotrkiem. Byliśmy u niego, rozmawialiśmy, ale on się na dłużej związał z Motorem Lublin. Mówił nam, że nie może zostawić wówczas tamtego klubu.
Ale trenerem Motoru już nie jest.
- Podczas naszych rozmów jeszcze był. Powiedział, że ma coś do zrobienia w Lublinie i że tą drużynę musi utrzymać. Wchodziły tam w grę poważne plany oraz jakieś relacje koleżeńskie.
Piotr Świerczewski zbytnio nie obciążyłby budżetu?
- Wiadomo, że to mocne nazwisko, ma sporo znajomości i marketingowo byśmy zyskali. Jakim on jest jednak trenerem? Obiecującym, ale poważnej szansy szkoleniowej jeszcze przecież nie otrzymał.
Wspominał pan na samym początku o meczu z Zawiszą i o decyzjach arbitra. W Ekstraklasy sędziowie są mocno na cenzurowanym. O I lidze tak dużo się nie mówi, a mecze prowadzą tu dużo słabsi sędziowie, co jednak wpływa na jakość spotkań.
- Zostali w I lidze ci… których oglądamy na stadionach. Nie chodzi o to, że oni mylą się specjalnie czy mamy jakieś podejrzenia, ale zwyczajnie brakuje im doświadczenia. Dobrych sędziów trzeba odpowiednio wychować, a wielu nauczycieli obecnie nie ma. Nie sądzę, żeby ktoś teraz meczami handlował, tego już chyba nie ma, bo każdy się boi. Może nie umieją i tyle? Zdarza się.
Zaskoczyła pana informacja na temat meczu Zawiszy z Arką, że tam ktoś mógł od kogoś coś kupić?
- Nie znam wielu szczegółów. Zdziwiłbym się, gdyby dalej istniała w polskiej piłce korupcja. Naprawdę trzeba odwagi, żeby obstawić wygranie meczu dwoma golami w tej lidze, ale wszystko jest możliwe. Był w tym spotkaniu chyba nawet rzut karny, ale sędzia nie podyktował, bo też mógł się całą otoczką i podejrzeniami zestresować. To jest ciekawe, lecz nie ma sensu się nad tym specjalnie rozwodzić. Ktoś musiał puścić gdzieś plotki, a możliwe, że były to żarty albo walka konkurencyjnych firm.
Kilka zespołów teoretycznie bije się o awans do Ekstraklasy. Kto pana zdaniem awansuje?
- Myślę, że jeżeli Cracovia nie poprawi gry, to nie awansuje, a wydaje mi się, że wygrać ligę może Termalica. Z tego co znam sytuację w Niecieczy, to bardzo chcą walczyć o ekstraklasę. Natomiast po Miedzi Legnica na wiosnę spodziewałem się dużo więcej. Nazwiska jednak nie grają. Teraz myślę, że Miedź nie ma większych szans awans. Może obudzi się Zawisza? Choć formą błysnęli ostatnio piłkarze Dolcanu Ząbki i GKS Tychy. Tak się zastanawiam, jeżeli im tak będzie szło... to kto wie.
I tu dochodzimy do pytania czy awans Dolcanu lub Termaliki będzie dobry dla polskiej piłki, gdy z Ekstraklasy się chcemy pozbyć drużyny z Bełchatowa, gdzie na trybunach jest po tysiąc osób. W Niecieczy nie będzie ich więcej.
- Nie będzie więcej i wydaje mi się, że oni też nie będą mieli gdzie grać. Może na Hutniku w Krakowie. Tam można miejscowych ludzi ściągną, ale w Niecieczy to raczej tłumów na trybunach nie będzie. Wiadomo, że to nie jest dobre. Jak już mówiłem, tam trzeba robić piłkę, gdzie są ludzie, kibice. Sam chciałbym, żeby do Ekstraklasy weszła Cracovia i Zawisza, ale z tego co widziałem ich kilka meczów, to słabo grają. W Cracovii mają stadion, zaplecze. Zależy to też od ludzi, którzy klub prowadzą.
Mówiliśmy o tym, kto awansuje, to kto spadnie? Wszystko już jest rozstrzygnięte czy jednak nie?
- ŁKS to już wiadomo, Polonia Bytom się nie podniesie. Myślę, że Okocimski Brzesko już też nie. Trzeba szukać czwartego.
Stomil Olsztyn albo Warta Poznań?
- Myślę, że Warta. Stomil jednak mecze wygrywa, a Warta ma prawie same porażki. Dobre byłoby jednak to, o czym rozmawialiśmy wcześniej - mianowicie, że spadają dwie drużyny, a dwie kolejne walczą w barażach.
To skoro już jesteśmy w takich tematach, to dla pana, jako prezesa klubu w I lidze, lepiej byłoby, aby z Ekstraklasy spadło Podbeskidzie Bielsko-Biała czy Pogoń Szczecin?
- Szkoda mi i jednej, i drugiej drużyny. Wydaje mi się, że wolałbym, aby została Pogoń. To większe miasto, więcej kibiców przychodzi na mecze. Tylko też, oni nie mają dobrego stadionu, a w Bielsku się buduje nowy obiekt. GKS Bełchatów się już raczej na pewno nie podniesie.
Zanim zaczęliśmy rozmawiać, wspominał pan o nawiązaniu możliwej współpracy z jednym z hiszpańskich klubów. Mógłby pan coś więcej na ten temat zdradzić?
- Mam przyjaciela, który mieszka w Madrycie. On sam przyjaźni się z dyrektorem Getafe CF, a oni chcą nawiązać współpracę z jakimś polskim klubem. Wszystko jest na dobrej drodze, że to my będziemy z nimi w bliższych relacjach. Polegałoby to na wymianie juniorów, jakichś turniejach. Dyrektor Getafe przyjeżdża do nas niebawem i będziemy razem na meczu Wisły Kraków. Będziemy rozmawiać na temat współpracy, ale zobaczymy, jak to się potoczy. Mówił, że są chętni do rozmowy. To jest taki klub, który bierze zawodników z niższej ligi, potem szkoli i sprzedaje za większe pieniądze. Mają fajny stadion, a obok obiektu chyba z osiem boisk treningowych, tylko pozazdrościć.
Czyli już pan był u nich w Getafe?
- Tak, byliśmy na spotkaniu. Teraz dyrektor Getafe przyjeżdża do nas.
Cel Sandecji Nowy Sącz na ten sezon znamy. A w takim razie o co będziecie walczyć w kolejnym?
- My zawsze walczymy o pełną pulę. Nikt nie mówi, że nie znajdziemy odpowiedniego sponsora. Ponadto będziemy chcieli, aby od następnego sezonu grało w I lidze już kilku naszych juniorów.
W jakim klubie widziałby pan swojego syna skoro mu tak dobrze idzie?
- To wszystko zależy od niego. Z tego co wiem, to ktoś już z nim rozmawiał, ale na razie brakuje szczegółów i może na tym poprzestańmy. Jak dojdzie do konkretów, to zostaną ujawnione.
Perspektyw dla Sandecji jest dosyć sporo. Może pojawi się sponsor, nawiązanie współpracy z Getafe...
- Mamy jeszcze kontakt z jedną drużyną z niższej ligi hiszpańskiej, niedaleko Barcelony. Też przez jednego z moich znajomych i również są chętni do współpracy. Jesteśmy kilka lat w I lidze, dużo się wokół Sandecji dzieje, a w dobie nowoczesnych mediów, informacje te idą w świat.
Nie boi się pan, że infrastruktura może odstraszyć?
- Ale wszyscy wiedzą o tym, niczego nie ukrywamy. Może oni teraz szukają w biedniejszych państwach możliwości współpracy? Wiadomo, że z takiego kraju łatwiej tanio pozyskać piłkarza.
Ostatnie pytanie - Euro 2012 pomogło takiemu klubowi, jak Sandecja Nowy Sącz?
- Czy pomogło? Wiadomo, że my tu żadnych drużyn nie mieliśmy, pieniędzy nie zarobiliśmy, od nas też nikt nie grał w mistrzostwach. Trzeba powiedzieć, że Euro było udane, bo wszędzie gdzie jestem, to nas chwalą. Była bardzo dobra organizacja. Ale czy my jako Sandecja coś zyskaliśmy? Chyba nie. Powstały nowe drogi, ale one są daleko od Nowego Sącza. Może jakby jakieś mecze były w Krakowie, to by to się potoczyło jakoś inaczej. Z tego co wiem, to najwięcej w regionie skorzystał Hutnik Kraków. Trzeba się cieszyć, że mamy nowe stadiony, chociaż mi się wydaje, że najładniejszy obiekt w Polsce ma Legia. Z każdej strony wszystko widać. Piękny z zewnątrz jest też stadion w Gdańsku.