Mateusz Michałek: Trzeba przyznać, że na nic zdały się słowa piłkarzy Sandecji, którzy odgrażali się, że pomogą Cracovii i odbiorą wam punkty.
Michał Stasiak: - Mecz był dziwny. Sandecja w pierwszej połowie grała bardzo dobrze, na pewno lepiej od nas. Stworzyła sobie kilka niezłych sytuacji. Nam jednak wreszcie sprzyjało szczęście, bo mimo nie najlepszej postawy zdołaliśmy strzelić bramkę. Dzięki temu druga połowa wyglądała już zupełnie inaczej.
Ktoś dobrze powiedział, wszystko załatwiła pierwsza bramka.
- Całkowicie ustawiła spotkanie. Nam dała więcej spokoju i pewności siebie, a piłkarzom Sandecji ewidentnie podcięła skrzydła. Stąd wzięły się kolejne trafienia.
Takie wysokie zwycięstwo nie tylko daje więcej pewności, ale pewnie wpływają odpowiednio na rywali do awansu.
- Tego nie wiem. Z pewnością działa budująco na nas. Tym bardziej, że dzięki takim wygranym zmazujemy nieco zły początek w naszym wykonaniu i zbliżamy się do awansu do Ekstraklasy.
Zimą mówił pan, że Flota ma większe szanse na awans niż ekstraklasowe Podbeskidzie, z którym był pan po słowie, na utrzymanie. Podtrzymuje pan to?
- Na razie pewne jest to, że wszystko zależy już tylko od nas. Jeżeli wygramy cztery ostatnie spotkania to na sto procent będziemy w Ekstraklasie. To będzie trudne zadanie, ale nie niemożliwe. Wszystko w naszych rękach i nogach. A Podbeskidziu życzę jak najlepiej, grają fajnie i razem z Bełchatowem są objawieniem rundy wiosennej.
No właśnie, wszyscy bawią się w jakieś analizy ostatnich kolejek, a równanie jest proste: cztery wygrane i macie ekstraklasę. Nic prostszego...
- Łatwo powiedzieć, ciężej zrealizować. Tym bardziej, że czekają nas ciężkie mecze. Najpierw gramy z Łęczną i Stróżami, a potem z zespołami, z którymi bezpośrednio walczymy o awans.
Dla was to dobrze, że dwie ostatnie kolejki gracie z bezpośrednimi rywalami?
- Tak, bo przy jakiejś porażce w dwóch pierwszych meczach, będziemy mogli jeszcze odwrócić losy awansu. To dobrze, że zagramy z kimś, kto też o coś walczy.
Ale pewnie wolałby pan, żeby ostatni mecz z Termaliką był o nic i żeby wszystko było już jasne.
- Każdy z nas chciałby jak najszybszego awansu, by móc grać z mniejszą presją. Ale podobnie myślą trzy inne drużyny i pewnie będziemy musieli być maksymalnie skoncentrowani do ostatniego meczu.
Dla pana to był szok, że po pańskim przyjściu do Świnoujścia i kilku innych wzmocnieniach Flota była w tak dużym dołku?
- Jeżeli jest się na fali to wszystko jest fajnie. Problem pojawia się wtedy, gdy przegra się dwa, trzy mecze z rzędu. Pojawia się presja, większa krytyka ze strony mediów i brak zaufania wobec swoich umiejętności. Na szczęście mamy już to za sobą i z optymizmem patrzymy w przyszłość.
Czasem słaba seria wzmacnia drużynę.
- Jeśli potrafi się szybko wyciągać wnioski to na pewno tak.
Przyjście do zespołu trenera Tomasza Kafarskiego okaże się kluczową sprawą w kwestii awansu?
- Trener jest człowiekiem z zewnątrz, który nie patrzy na nazwiska. Ma swoją wizję drużyny i dopasowuje taktykę do każdego rywala. To przynosi efekty.
Czyli odejście jego poprzednika było dobrym wyjściem?
- Ciężko powiedzieć, czy za trenera Nowaka gralibyśmy lepiej, czy nie. Teraz w drużynie jest trener Kafarski, z którym bardzo dobrze się współpracuje. Przynosi to efekty na boisku, a i poza nim atmosfera jest bardzo dobra.
Patrząc na całe rozgrywki to w czołówce I ligi jest o wiele ciekawej niż w Ekstraklasie.
- Tam z kolei interesująco jest na dole. Walka o utrzymanie może być naprawdę emocjonująca. Zarówno w Ekstraklasie, jak i I lidze zobaczymy w tym sezonie jeszcze wiele ciekawych spotkań.