Rozpacz Dariusza Pawlusińskiego: Pogrzeb z wesela

- Wszyscy mówią, że nie chcemy awansować. To jest takie pierd..... Nie po to człowiek gra, nieraz na lekach przeciwbólowych, żeby w takim momencie wszystko przegrać - mówił ze łzami w oczach Plastik.

Sebastian Szczytkowski
Sebastian Szczytkowski

Termalica Bruk-Bet Nieciecza miała opuścić Świnoujście jako beniaminek T-Mobile Ekstraklasy, a wyjechała jako pierwszoligowiec. Słonie trafiły na kapitalnie dysponowaną Flotę Świnoujście, na dodatek sprawiały wrażenie sparaliżowanych stawką i rozwojem wydarzeń w Legnicy. W efekcie przegrały 1:4 i pożegnały się z marzeniami o awansie.

- Jechaliśmy bez strachu, z nadzieją na korzystny wynik i spełnienie marzeń swoich, sztabu i właścicieli klubu... Zabrakło nam trochę skuteczności, trochę szczęścia... tego ostatniego brakuje nam od kilku kolejek. Po przerwie mieliśmy swoje sytuacje, różnica polegała jednak na tym, że ich nie wykorzystywaliśmy, a tymczasem Flota wbiła nam cztery bramki. Co tu dużo mówić - zawiedliśmy - nie szukał usprawiedliwienia Dariusz Pawlusiński.

Starcie z Flotą było ciągiem dalszym dramatu, który rozpoczął się dla Termaliki przed tygodniem. Niecieczanie byli wówczas o krok od awansu. Fetę odwołał im jednak w 94. minucie Michał Wróbel, który typowym farfoclem pozbawił ich prowadzenia.

- Ten awans mieliśmy w rękach właśnie wtedy. Można powiedzieć, że staliśmy więcej niż dwiema nogami w ekstraklasie. Wszystko zmieniła 94. minuta, ona też trochę na nas wpłynęła w kontekście tego ostatniego meczu. Nie przeżyłem czegoś takiego przez x lat uprawiania sportu. Byliśmy tak blisko awansu. Tak blisko, że długo długo może być trudno o powtórkę. Z wesela zrobił się pogrzeb i coś takiego bardzo boli - nie krył pomocnik. - Drugiej takiej szansy nie będę już miał i mówię to ze łzami w oczach, bo moje lata jako piłkarza się kończą. Szkoda, że w takim momencie to się wydarzyło. Grałem dla Termaliki sporo, zdobywałem bramki, a mimo tego nie udało się zrobić tego awansu i to jest dla mnie duży zawód - szczerze mówił doświadczony pomocnik.
Plastik musi przeżyć już drugą tak gorzką porażkę w ciągu dwóch lat Plastik musi przeżyć już drugą tak gorzką porażkę w ciągu dwóch lat
Końcówka sezonu, w której kluby z dużych miast wyprzedziły małych rycerzy - Flotę i Termalicę to okazja, aby uaktywnili się miłośnicy teorii spiskowych...

- Wszyscy mówią, że nie chcemy awansować. To jest takie pierd...... Wychodzę na boisko, żeby grać o zwycięstwo i punkty, a nie po to żeby kopać się w I lidze. Moim marzeniem była zawsze gra w Ekstraklasie. Udało mi się je spełnić, a na zakończenie swojej przygody z piłką chciałem ugrać ten awans. Przed rokiem było blisko, teraz znów się nie udało. Nie wiem czego brakuje. Nie wiem co teraz zrobię ze swoją karierą. Ludzie, którzy mnie nie znają mówią, że mam już tyle i tyle lat. Patrzą mi w metrykę, a nie na umiejętności - ubolewał Plastik.

Termalica była chwalona nie tylko za konsekwentne gromadzenie punktów, ale także za styl grania. - Z przekroju całego sezonu zasłużyliśmy na awans. Poza kilkoma kolejkami utrzymywaliśmy równą dyspozycję, no ale... za wrażenia artystyczne punktów się nie przyznaje. Może pod względem artystycznym byliśmy na pierwszym miejscu, lecz w punktacji generalnej wylądowaliśmy na trzecim miejscu. Spadliśmy na nie, choć praktycznie przez całą rundę byliśmy na miejscu premiowanym awansem - gorzko przypomniał Pawlusiński.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×