Maratonowa zadyszka Górnika

Przed trzema tygodniami drużyna Górnika Zabrze miała za sobą trzy mecze i jeden punkt zdobyty jeszcze w pierwszej kolejce przy Roosevelta po bezbramkowym remisie z Ruchem Chorzów. W perspektywie zabrzanie mieli także swoisty ligowy maraton – pięć meczów pod rząd na własnym stadionie. Ówczesny szkoleniowiec Górnika zapowiadał przed pierwszym meczem komplet, piętnastu punktów. Realia okazały się jednak dla klubu z Zabrza bardziej brutalne.

W tym artykule dowiesz się o:

Start sezonu mający wysokie aspiracje Górnik miał słaby. Bezbramkowy remis w 91. Wielkich Derbach Śląska z chorzowskim Ruchem i dwie kolejne wyjazdowe porażki - z Arką Gdynia i Lechem Poznań sprawiły, że utytułowany śląski klub spadł na dno ligowej tabeli. Nadzieję w sercach zabrzańskich fanów budziła jednak perspektywa kolejnych ligowych pięciu meczów na własnym stadionie. Kolejno Górnik miał podejmować Legię Warszawa, Piasta Gliwice, Śląsk Wrocław, Polonię Bytom i Wisłę Kraków. Całe Zabrze wierzyło, że górniczą jedenastkę stać będzie na zdobycie dwucyfrowej liczby punktów w tych spotkaniach, a nawet mówiono o komplecie "oczek".

- Brakuje nam punktów. Mamy przed sobą serię pięciu meczów u siebie i liczymy na pokaźną zdobycz punktową - mówił w wywiadzie dla naszego serwisu ówczesny trener Górnika, Ryszard Wieczorek. Pytany na ile punktów stać zabrzan w tych meczach bez zająknięcia odpowiedział: - Ja jestem profesjonalistą i moja drużyna też taka jest. Zawsze gramy o całą pulę. Chciałbym w tych meczach zdobyć piętnaście punktów - powiedział pewny swego trener zabrzan i już po pierwszym w tej serii ligowym spotkaniu z warszawską Legią musiał podkulić ogon z pokorą. Górnik przegrał z warszawianami gładko, 0:3 i po dwóch dniach od tej porażki Wieczorka zdymisjonowano.

Schedę po Wieczorku tymczasowo przejął doświadczony szkoleniowiec, Marcin Bochynek, który zdobył z Górnikiem ostatni, czternasty mistrzowski tytuł. Utytułowany szkoleniowiec miał okazję poukładać zespół w czasie przerwy na mecze eliminacyjne reprezentacji Polski. W tym czasie 14-krotni mistrzowie Polski zagrali dwa spotkania w Pucharze Ekstraklasy. Pierwsze, trzy dni po feralnym meczu z Legią zabrzanie rozegrali w Chorzowie z Ruchem ponownie bezbramkowo remisując, zaś w tydzień po ligowej porażce z warszawianami zabrzanie podejmowali na własnym stadionie Odrę Wodzisław z którą po słabej grze przegrali 1:3. Zdobyli w tym meczu jednak pierwszą bramkę w tym sezonie, której autorem był Dariusz Kołodziej.

Pierwszym i jak się później okazało jedynym spotkaniem ligowym pod wodzą Marcina Bochynka był derbowy mecz z Piastem Gliwice. W tym spotkaniu zagrał zupełnie inny Górnik. Zawodnicy Trójkolorowych zagrali bardzo agresywnie i pokonali gliwiczan 1:0, choć przy odrobinie szczęścia dla jednych i drugich wynik mógłby być znacznie okazalszy. Tomasz Hajto przestrzelił w tym spotkaniu rzut karny, a w drugiej połowie obrońcy Piasta wybijali piłkę z własnej linii bramkowej. Swoje szanse mieli też Piastunki, bowiem piłka po strzale Adama Banasia zatrzymała się na słupku bramki strzeżonej przez Michala Vaclavika. Nic nie zmienia jednak faktu, że Górnik wygrał pierwsze spotkanie ligowe w tym sezonie i pierwszy raz na własnym stadionie od 8 marca 2008 roku.

Dwa dni po meczu ligowym z Piastem zabrzański klub zakontraktował jednego z najlepszych, jeśli nie najlepszego obecnie polskiego trenera, Henryka Kasperczaka. Popularny "Henry" na konferencji prasowej asekurował się, że nie dokona z Górnikiem w trzy dni cudu, jednak lego zalążek było w piątkowy wieczór w Zabrzu widać. Górnik zagrał jeszcze lepiej niż w meczu z Piastem, agresywnie, efektownie i niestety bardzo nieskutecznie. W pierwszej połowie zabrzanie zdobyli wprawdzie bramkę, ale sędzia Hubert Siejewicz dopatrzył się faulu strzelca Przemysława Pitrego na jednym z obrońców wrocławian. Gdy w 55. minucie kibice jedenastki z Zabrza zaczęli skandować imię nowego szkoleniowca Górnika doszło do prawdziwego cudu, bowiem 37-letni Jerzy Brzęczek uderzył tak, jakby odzyskał dawną młodość i wyprowadził Górnika na prowadzenie. Kilka minut później po dwóch fatalnych błędach w kryciu w polu karnym przy rzutach rożnych wrocławianie strzelili jednak dwie, bliźniaczo podobne do siebie bramki i zabrzanie przegrali po raz kolejny. - Zagrali jak nigdy, przegrali jak zawsze - mówili po meczu rozczarowani wynikiem kibice.

Po tym meczu wiadome było, że Górnik w ligowym maratonie na własnym stadionie dwucyfrowej liczby punktów nie zdobędzie, bowiem Polonia Bytom wycofała wniosek o zmianę gospodarza spotkania z Górnikiem, bowiem prace remontowe na stadionie przy ulicy Olimpijskiej dobiegły końca i w piątek zabrzanie wyjeżdżają na mecz derbowy do oddalonego o kilkanaście kilometrów od Zabrza Bytomia. Podopiecznych trenera Henryka Kasperczaka w pierwszy weekend października czeka jeszcze wprawdzie mecz na własnym stadionie z Wisłą Kraków, ale ciężko w Górniku, który ostatni mecz ligowy z Białą Gwiazdą wygrał w 1997 roku upatrywać faworyta tego spotkania. Tak więc jak zwykle w Zabrzu skończyło się na buńczucznych zapowiedziach, a cel przed tym sezonem, czyli ligowa czołówka z każdą kolejką jest coraz dalszy realiom.

Komentarze (0)