W poniedziałkowej potyczce z Górnikiem Zabrze Arkadiusz Piech objawił swój nowy snajperski talent. Okazuje się, że filigranowy napastnik nie tylko jest lisem pola karnego, ale potrafi też świetnie przymierzyć z dystansu. Pavelsa Steinborsa pokonał w tej potyczce pięknym strzałem z 30 metrów.
- Postanowiłem zamknąć oczy i uderzyć na bramkę. Wpadło, ale żałuję, bo zabrakło bramki czy dwóch, żebyśmy zdobyli ten mecz wygrali, albo chociaż zremisowali, więc nie za bardzo jest się z czego cieszyć - przyznaje napastnik KGHM Zagłębia Lubin.
Po raz drugi Piech trafił do zabrzańskiej bramki w doliczonym czasie gry drugiej połowy, ale uwadze sędziego nie uszła pozycja spalona, na której w momencie podania piłkarz się znajdował.
- Mogłem się lepiej zachować, bo trochę ta akcja trwała. Widziałem, że Bartek Rymaniak holuje piłkę i czeka, aż ktoś wyjdzie mu na pozycję. Zagrał bardzo dobrze, ale ja mogłem cofnąć się te dwa kroki i może wtedy cieszylibyśmy się z punktu. Nie mam zamiaru nawet z sędzią polemizować, bo wiem, że spalony był - przyznaje zawodnik lubinian.
Miedziowi w Zabrzu nie zaprezentowali się z najlepszej strony. Zwłaszcza w pierwszej połowie byli jedynie bladym tłem dla dobrze grających zabrzan. - Nie weszliśmy dobrze w ten mecz. Graliśmy tak, że ciężko w ogóle to wytłumaczyć. Nie wiem o co tu chodzi, bo założenia były zupełnie inne, a na boisku wszystko się posypało - kręci głową z niedowierzaniem Piech.
Zagłębie straconych punktów zamierza poszukać w potyczce z Koroną Kielce. - Jechaliśmy do Zabrza, by zdobyć kolejny komplet punktów. Niestety ułożyło się to tak, że przegraliśmy i nie pokazaliśmy za dobrej gry. Musimy w meczu z Koroną wyjść na boisko i oddać całe zdrowie i serducho na boisku, żeby wygrać to spotkanie - wskazuje gracz lubińskiej drużyny.