- Spotkały się dwie drużyny z dołu tabeli, drużyny, które mocno potrzebowały punktów. Jeden punkt nie dałby przecież ani nam, ani Koronie nic - przyznaje Adam Buczek, trener KGHM Zagłębia Lubin.
Miedziowi objęli prowadzenie w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. Kapitalnie zachował się Aleksander Kwiek, który minął rywala i podał wprost do wybiegającego na czystą pozycję Arkadiusza Piecha. Ten zdobył swoją trzecią bramkę w trzecim kolejnym meczu.
- Wiedzieliśmy jaki gramy mecz. Spotkały się dwie drużyny z dołu tabeli, drużyny, które mocno potrzebowały punktów. Punkt nie dałby przecież ani nam, ani Koronie nic. Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu jedną z lepszych, choć nigdy nie jest tak, że nie można czegoś poprawić. Bramka do szatni, fajna akcja Olka Kwieka z Arkiem Piechem, bardzo nam pomogła - cieszył się trener Miedziowych.
Druga bramka padła w końcówce spotkania, kiedy po przypadkowym odbiciu piłka trafiła pod nogi Dorde Cotry, który plasowanym strzałem nie dał szans bramkarzowi. Kielczanie w tym spotkaniu grali słabo i odstawali od Zagłębia. Buczek uczulał swoich podopiecznych. Na co? - Korona miała nad nami jedną przewagę - przewagę wzrostu. Ten element chciała wykorzystać, choćby przez przesunięcie wyżej Pavola Stano. Z tego miała paść bramka, ale obroniliśmy się przed tym. Dołożyliśmy drugą bramkę i tradycji stało się zadość - Korona nie wygrywa w Lubinie.
Kolejny raz w bramce Zagłębia niepewnie zagrał Michał Gliwa. Mimo iż nie wpuścił gola, to kibice za każdym razem drżeli, gdy interweniować musiał ich bramkarz. Doszło nawet do tego, że gwizdali w momencie dotykania futbolówki przez Gliwę. Buczek jednak nie robił afery z błędów Gliwy. - Jeżeli chodzi o błąd Michała Gliwy, to analizę wszystkiego co stało się w sobotę przeprowadzimy w poniedziałek. Do kolejnego meczu jest mało czasu, więc nie ma co rozpamiętywać błędów. Mogła paść z tego bramka, ale nie padła - podsumował.