Przed rozgrywkami ekipa Marka Kamińskiego była niewiadomą. Ogrom zmian kadrowych, letnie zawirowania organizacyjne - to wszystko sprawiło, że na inaugurację oczekiwano z niepokojem. Nastroje poprawiły przede wszystkim dwie kwestie: pozyskanie Grzegorza Rasiaka, co na poziomie II ligi było prawdziwą bombą, a także kapitalny początek. Zieloni odpadli wprawdzie z Pucharu Polski, ale później spisywali się świetnie. Oprócz zwycięstw prezentowali bowiem polot, który sprawiał, że mecze z ich udziałem przyjemnie się oglądało.
Później impet w ofensywie nieco osłabł, lecz wyniki nadal były zadowalające. Warciarze zanotowali nawet serię pięciu wygranych z rzędu (tego w najnowszej historii klubu dotąd nie było), jednak z każdym kolejnym spotkaniem coraz mniej przekonywali grą. Ekipa Marka Kamińskiego nabrała sporej pewności siebie, którą wykorzystywała nieodpowiednio. Nie potrafiła grać na pełnych obrotach przez 90 minut, w efekcie często inkasowała punkty w dużych nerwach.
Konsekwencje tego igrania z ogniem zaczęły się w ostatnim domowym pojedynku z Błękitnymi Stargard Szczeciński. Poznaniacy polegli 0:2, a później doznali dwóch porażek na wyjeździe - z Górnikiem Wałbrzych (1:3) oraz Zagłębiem Sosnowiec (1:2). Jest jeszcze jedna bardzo niepokojąca dla sztabu szkoleniowego kwestia. Zespół ze stolicy Wielkopolski mnóstwo goli dał sobie wbić w niezwykle łatwy sposób - przy stałych fragmentach dla rywali. To zdarzało się w wielu spotkaniach, a na ich przestrzeni nie było widać żadnej poprawy. Efekt? Dwadzieścia straconych bramek w rundzie. Tak marnej postawy w defensywie nie prezentuje żaden inny kandydat do awansu.
Następny poważny mankament to słabe wykorzystywanie atutu własnego boiska. W dziewięciu potyczkach warciarze zanotowali zaledwie cztery zwycięstwa i tylko w niewielkim stopniu można to usprawiedliwić warunkami, na które zwrócił uwagę wiceprezes klubu ds. sportowych, Maciej Dittmajer. - Niemal każdy zespół, który do nas przyjeżdża, uznaje, że sukcesem będzie dla niego osiągnięcie remisu. Przeciwnicy przyjmują ultra defensywną taktykę, czyhając jedynie na kontry. W przekroju całej rundy nie pamiętam spotkania, w którym jakikolwiek rywal próbowałby prowadzić u nas grę - zaznaczył.
Mimo dwóch ostatnich porażek, generalnie poznaniakom lepiej grało się na wyjazdach. - Tam przynajmniej część naszych oponentów stawiała na otwarty futbol. Trudno się zresztą dziwić, bo przed własnymi kibicami nie wypada się tylko bronić. Dzięki temu miewaliśmy w tych pojedynkach więcej wolnej przestrzeni na boisku - dodał Dittmajer.
W pewnym momencie w klubie pojawiły się zaległości płacowe, jednak przedstawiciel władz zapewnił, że te kwestie są już regulowane. - Zadłużenie nie przekracza aktualnie jednego miesiąca i cały czas jest zmniejszane. Nie ma żadnego zagrożenia, że zimą się osłabimy. Pójdziemy wręcz w odwrotnym kierunku. To nie oznacza jednak, że wszyscy zawodnicy są bezpieczni i zostaną w drużynie. Część spotkań pokazała, że nie gramy idealnie, dlatego roszady są konieczne.
Dittmajer nie porzuca też planów związanych z awansem. - Pozornie może się wydawać, że gra w I lidze wymaga większych nakładów finansowych, ale w praktyce jest inaczej. Dla nas występy w wyższej klasie rozgrywkowej mogłyby być nawet korzystniejsze. Wydatki są tam na podobnym poziomie, zyskuje się natomiast wpływy choćby z transmisji telewizyjnych - wyjaśnił.
Niebawem piłkarze udadzą się na urlopy, ale jeszcze przed nimi zapadnie z pewnością część decyzji personalnych. Być może poznamy też przyszłość Marcina Kikuta, który trenuje z Wartą i jest obserwowany przez sztab szkoleniowy w kontekście wzmocnienia II-ligowca.