Przed rozpoczęciem środowego spotkania zawodnicy Bayeru Leverkusen zapowiadali, że stać ich nawet na pokonanie Czerwonych Diabłów. Zapewniali, iż znajdują się w wysokiej formie, a na własnym terenie nie zwykli przegrywać. Konfrontacja z rzeczywistością okazała się jednak dla Aptekarzy bardzo bolesna - drużyna Samiego Hyypii uległa Manchesterowi United aż 0:5!
Kibicom Bayeru w końcówce spotkania musiał przypomnieć się rozegrany 7 marca 2012 roku mecz z FC Barceloną. Niemiecka drużyna przegrała wówczas rewanż 1/8 finału na Camp Nou aż 1:7 (pięć trafień Lionela Messiego), zdobywając honorowego gola dopiero w doliczonym czasie gry.
W środę demony wicelidera Bundesligi powróciły - zespół z BayArena zagrał zbyt bojaźliwie i z nadmiernym respektem dla rywala, a w efekcie zostawiał Wayne'owi Rooneyowi i spółce mnóstwo przestrzeni. - To całkowity blamaż w naszym wykonaniu, trzeba to sobie uczciwie powiedzieć. Trudno znaleźć słowa po takim spotkaniu i upokarzającym wieczorze - kręcił głową dyrektor sportowy Rudi Voeller.
- Kiedy traci się pięć bramek w jednym meczu, trudno jest cokolwiek powiedzieć. W żadnym wypadku nie powinniśmy dopuścić do takiego rezultatu - stwierdził Stefan Kiessling. - Manchester wykorzystywał bezlitośnie nasze błędy, dostaliśmy lekcję futbolu. Jedyny pozytyw jest taki, że możemy z niej skorzystać w przyszłości - podsumował trener Hyypia.
Bayer, chcąc awansować do najlepszej "16", musi liczyć na potknięcie Szachtara Donieck na Old Trafford. Szanse na to, że Ukraińcy nie wygrają z Manchesterem są spore, ponieważ United nie mają jeszcze zagwarantowanego awansu z 1. miejsca w grupie. - Musimy zrobić, co do nas należy w spotkaniu z Realem Sociedad i zobaczymy, na ile to wystarczy - powiedział Kiessling.
Jesteś kibicem piłki nożnej? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku! Nie zwlekaj! Kliknij i polub nas.