Cały zespół wygrywa - rozmowa z Antonim Łukasiewiczem, piłkarzem Śląska Wrocław

Właśnie na takie pojedynki kibice czekają przez cały rok. W sobotę we Wrocławiu gościł zespół Arki Gdynia. Gospodarze, wrocławski Śląsk pokonał zespół z Gdyni 2:1. Piłkarze WKS-u po tym spotkaniu byli bardzo zadowoleni. Teraz jednak podopieczni Ryszarda Tarasiewicza przygotowują się już do kolejnego ciężkiego wyzwania. W następnej kolejce Śląsk w Poznaniu zmierzy się z miejscowym Lechem.

Artur Długosz: Jak pan oceni ostatni mecz, w którym wygraliście z 2:1 z Arką Gdynia?

Antoni Łukasiewicz: Był to ciężki mecz. Ciężar gatunkowy tego spotkania dał tu znać o sobie. W pierwszej połowie, a w zasadzie cały mecz kontrolowaliśmy, od czasu do czasu Arka stwarzała jakieś sytuacje pod bramką, ale tak naprawdę nie miała stuprocentowych okazji. Troszeczkę przydarzył się nam moment nieuwagi i straciliśmy bramkę na 1:1 do szatni. Szkoda, bo na pewno można było spokojniej zejść na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem. W drugiej połowie myślę, że spokojnie kontrolowaliśmy grę i widać było, że tak od 60. minuty narzuciliśmy swój styl gry i stwarzaliśmy sytuacje i w zasadzie było kwestią czasu kiedy padnie ten drugi gol dla nas. Wiadomo już, że w końcówce meczu to w głowie już siedzi, żeby utrzymać wynik i dowieźć zwycięstwo do końca. Cofnęliśmy się trochę, na całe szczęście Arka grała tylko długą piłką i nie starała się jakoś kombinacyjnie tego swojego ataku skonstruować.

Tak w kilku słowach jakby pan opisał sobotnie wydarzenia?

- Udało nam się wygrać mecz, publiczność była wspaniała, doping fantastyczny, mecz był dobry, kolejne trzy punkty, trzymamy kontakt z czołówką i zaczynamy przygotowania do meczu z Lechem Poznań.

Dlaczego, mimo wszystko tak wiele okazji zostało zmarnowanych, a tak często wycofywaliście piłkę do bramkarza?

- Gra się na tyle na ile przeciwnik pozwala. Arka była nieźle zorganizowana w środkowej strefie, często chcieliśmy kierować piłkę właśnie przez tą strefę, ale byliśmy cały czas pod presją. Stąd to wycofywanie futbolówki do bramkarza. Być może to się niektórym niepodobna, ale tak naprawdę najważniejsze jest chyba zwycięstwo i trzy punkty, także spokojnie. Na pewno momentami pokazaliśmy charakter, swój styl gry. Nie da się przez 90 minut prowadzić gry, ponieważ żaden zespół na świecie nie dominuje przez pełny wymiar czasowy spotkania.

Jak pan ogólnie oceni postawę zespołu z Gdyni?

- Myślę, że ich grę można ocenić pozytywnie. To nie jest zły zespół, mają kilku naprawdę doświadczonych zawodników. Na pewno w ich grze można parę pozytywów dostrzec. Więcej na temat tej drużyny nie będę się wypowiadał, najważniejsze jest to, że my wygraliśmy mecz i z przebiegu gry zasłużyliśmy na trzy punkty.

Zaskoczyła wam czymś Arka Gdynia?

- Nie raczej nie. Jedyne co, to być może rozegranie stałych fragmentów gry, gdzie ze dwa - trzy rzuty rożne rozegrali krótko. Nie byliśmy na to przygotowani. Wtedy troszeczkę zaspaliśmy. To była w zasadzie jedyna taka sytuacja.

Tak straciliście pierwsza bramkę...

- Tak wtedy troszeczkę przysnęliśmy. Takie sytuacje się zdarzają. Piłka nożna jest grą błędów, trzeba być skoncentrowanym przez pełny wymiar czasowy gry. Przy tej sytuacji, w jednym ułamku sekundy tej koncentracji jednak zabrakło. Nie ma co jednak teraz tego rozpamiętywać.

Czy ktoś zasługuje na wyróżnienie po ostatnim spotkaniu?

- Myślę, że trzeba wyróżnić cały zespół Śląska. Drużyna składa się z jedenastu zawodników, czasami zdarza się, że jeden czy dwóch piłkarzy są w bardzo dobrej dyspozycji, ale cały zespół wygrywa, więc wszystkim należą się słowa uznania.

Jak to wygląda w przypadku zespołu z Gdyni?

- Nie chciałbym się wypowiadać na ten temat. To nie jest moja działka, ja się zajmuję graniem, a ocenę pozostawię komuś innemu.

Jak pan oceni swój występ?

- Bardzo pozytywnie (śmiech). Miałem w sobotę dwie okazje bramkowe, szkoda, że nie udało ich się wykorzystać. Przy pierwszej świetnie dogrywał Sebastian Mila. Zabrakło chyba troszeczkę szczęścia, bo piłka była dobrze uderzona przy słupku, ale dobrze zachował się Witkowski. W drugiej sytuacji, po dośrodkowaniu Sebastiana Dudka troszeczkę źle podszedłem pod tą piłkę i uderzyłem ją zbyt nisko, przez to ona przeszła ponad bramką. Szkoda, bo ta sytuacja miała miejsce około 10 minut przed końcem i na pewno dałaby nam ona komfort psychiczny w postaci dwubramkowej przewagi.

W kilku ostatnich meczach Śląsk grał dobrze, ale... nie potrafiliście wygrać spotkania. Czego do tego brakowało?

- No nie odnosiliśmy zwycięstw. Brakowało na pewno koncentracji w grze obronnej, bo traciliśmy czasami głupie bramki. Brakowało także tego wykończenia, skuteczności. Nie da się w sezonie wszystkich meczy wygrać. Nawet Barcelona i Real Madryt nie wygrywają wszystkich spotkań. W sezonie czasami przychodzi jakaś lekka zadyszka, ale nie można mówić o kryzysie jeżeli się parę meczy z rzędu remisuje. W sobotę odnieśliśmy zwycięstwo i znowu jesteśmy na fali.

Co usłyszeliście w przerwie meczu z Arką od trenera Ryszarda Tarasiewicza? Schodząc do szatni wyglądał na bardzo zdenerwowanego.

- Zdenerwowanie trenera było raczej związane z niektórymi decyzjami sędziego. Nie ma co tego komentować. W szatni tak jak zwykle trener nas motywował, dodawał nam otuchy. Powiedział, żebyśmy grali swoje, aby było więcej koncentracji przy stałych fragmentach gry żeby właśnie nie stracić jakiejś głupiej bramki. W drugiej części meczu właśnie zagraliśmy swoje, to my dyktowaliśmy warunki. Zdecydowanie.

Czy trener miał do was pretensje za straconą pierwszą bramkę? Brakło tam chyba krycia...

- Nie, nie. Trener grał kiedyś w piłkę i zdaje sobie sprawę, że takie sytuacje się zdarzają.

Czy mobilizowaliście się specjalnie na pojedynek z Arką Gdynia?

- Jesteśmy profesjonalistami. Do każdego meczu podchodzimy tak samo. Sobotnie spotkanie było z podtekstem dla kibiców. Dla nas tak naprawdę każdy mecz jest ważny, nie przemawia przez nas minimalizm, każdy mecz chcemy wygrać i gramy o pełną pulę i do każdego pojedynku podchodzimy tak samo.

Po zdobyciu drugiego gola poczuliście się bardziej pewni?

- To siedzi gdzieś w głowie. To takie psychologiczne podejście do całej sytuacji. Kiedy się prowadzi i jest końcówka meczu, to wtedy właśnie tej pewności może zabraknąć. Troszeczkę może nam tej pewności zabrakło, bo gdybyśmy zagrali pewniej i spokojniej, to na pewno nie byłoby takiej gonitwy pod koniec. Arka grała długą piłką, co chwilę trzeba było ją wybijać. Także na pewno troszeczkę spokoju by nam się przydało.

Przegraliście do tej pory tylko jeden mecz. Jak wysoko mierzycie na koniec sezonu?

- Jak najwyżej. Nie chcemy składać żadnych deklaracji. Co ma być, to będzie. Do każdego meczu musimy być tak samo przygotowani, do każdego rywala powinniśmy podchodzić z jednakowym zaangażowaniem i na pewno jeżeli będziemy się koncentrować na dobrym graniu i na tym, aby prawidłowo wykonywać swoje zadania na boisku, to wyniki po prostu same przyjdą. Nie możemy się po prostu skoncentrować na tym, aby wygrywać za wszelką cenę. Najważniejsze jest to, aby grać w piłkę.

W meczu z Arką Gdynia na boisku zostawiliście mnóstwo zdrowia. W końcówce nie brakowało wam już sił?

- Nie, na pewno sił nie brakowało. To raczej, tak jak już mówiłem w głowach siedziało, że cofnęliśmy się. Tak to mogło wyglądać. Sił nie zabrakło, jesteśmy znakomicie przygotowani i nie ma mowy o tym, żeby nam brakowało sił.

Komentarze (0)