Lech powinien inaczej zareagować po "aferze jarocińskiej"? "Należało wyłożyć karty na stół"

"Afera jarocińska" sprawiła, że dziś Rafała Murawskiego i Bartosza Ślusarskiego nie ma już w Lechu. Czesław Jakołcewicz, który niegdyś był piłkarzem i trenerem Kolejorza, rozwiązałby to inaczej.

- Tak naprawdę nie wiemy do końca co było przyczyną całego zamieszania. Pojawiło się sporo spekulacji, mówiło się o tym pokątnie, ale nikt nie powiedział otwarcie jak się ten konflikt narodził. Niedobrze też, że sprawa ujrzała światło dzienne. Nie wpłynęło to korzystnie na wizerunek Lecha, zwłaszcza w okresie bezpośrednio poprzedzającym inaugurację rundy wiosennej - powiedział portalowi SportoweFakty.pl Czesław Jakołcewicz.

Były piłkarz i trener Kolejorza uważa, że problem należało rozwiązać inaczej. - Jeśli już pojawił się konflikt, to trzeba było ukarać zawodników, ale zachować to w tajemnicy lub po prostu wyłożyć karty na stół i konkretnie wyjaśnić w czym rzecz. To powstrzymałoby przynajmniej lawinę spekulacji - zaznaczył.

- Myślę, że dałoby się uniknąć rozgłosu, bo przecież wydarzenia w Jarocinie nie rozegrały się publicznie i w obecności osób trzecich. Tymczasem teraz mamy taką sytuację, że niby coś wiadomo, ale konkretów żadnych - dodał.

Jakołcewicz zastanawia się też nad atmosferą w zespole. - Jak można wywnioskować z wszystkich doniesień, konflikt miał miejsce między piłkarzami a asystentem szkoleniowca. Ów asystent jest z reguły łącznikiem między drużyną a sztabem, więc kontakty powinny być dobre. Tymczasem Bartosz Ślusarski stwierdził w mediach, że wyraził wolę całej ekipy, zatem atmosfera chyba nie była idealna. Cóż... Nie ma ludzi niezastąpionych, więc nie ma sensu rozdzierać szat po odejściu Ślusarskiego i Murawskiego. Szkoda jednak tego całego szumu medialnego, bo nadszarpnął on wizerunek klubu - zakończył.

Komentarze (0)