- Stadion w Bydgoszczy nie jest dla nas najszczęśliwszym terenem - gorzko żartuje Zbigniew Waśkiewicz, prezes Górnika Zabrze. Trudno się czarnemu humorowi sternika klubu z Roosevelta dziwić. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można by powiedzieć, że grając wyjazdowe mecze z Zawiszą więcej niż dwa razy w sezonie... zabrzanie zdziesiątkowaliby swoją kadrę.
Ostatnia wizyta na terenie beniaminka zakończyła się czerwoną kartką dla Tomasza Wełnickiego oraz zawieszeniem kartkowym dla Bartosza Iwana. Sytuacja powtórzyła się we wtorkowym meczu ćwierćfinału Pucharu Polski. Drużyna Roberta Warzychy straciła bowiem dwóch kluczowych środkowych obrońców.
Jeszcze przed przerwą plac gry z kontuzją opuścił Ołeksandr Szeweluchin. Nieco ponad dwadzieścia minut dłużej wytrzymał na boisku Boris Pandża, który z murawy został zniesiony na noszach. Wstępna diagnoza wskazuje, że obaj stoperzy naruszyli mięsień dwugłowy i ich występ w meczu ze Śląskiem Wrocław stoi pod wielkim znakiem zapytania.
Sytuacja jest tym bardziej dramatyczna, że obok dwóch wspomnianych stranieri w kadrze zabrzan znajduje się... jeden zdrowy zawodnik o predyspozycjach do gry na środku linii defensywnej. Mowa o Antonim Łukasiewiczu, którego forma pozostawia wiele do życzenia.
Obok Szeweluchina i Pandży z urazami zmagają się bowiem Adam Danch (przechodzi rehabilitację po zabiegu rekonstrukcji więzadeł), Seweryn Gancarczyk (doskwierają mu problemy ze spojeniem łonowym) i Błażej Augustyn (ma problemy z kolanem). Na środku defensywy może grać do prawda Radosław Sobolewski, ale nie jest to jego optymalna pozycja.
Lista nieobecnych w górniczym zespole jest zresztą znacznie dłuższa. Przypomnijmy, że z powodu urazów z gry wyłączeni są - obok wyżej wspomnianych - Pavels Steinbors, Paweł Olkowski, Maciej Małkowski, Mariusz Magiera, Konrad Nowak, Gabriel Nowak, Mariusz Przybylski i Mateusz Zachara. Zawodników zdolnych do gry jest dziś w kadrze Górnika... siedemnastu graczy. Czy dotrwają do końca sezonu?