W 34. minucie piątkowego meczu 27. kolejki T-Mobile Ekstraklasy z Wisłą Kraków (1:0) Wahan Geworgian w polu karnym Białej Gwiazdy przejął piłkę po strzale Sebastiana Ziajki, a następnie wpakował ją do bramki gospodarzy. Sędzia Marcin Borski nie uznał jednak gola, ponieważ kapitan Zawiszy znajdował się na spalonym. Arbiter nie odgwizdał też jednak faulu Łukasza Burligi na uderzającym sprzed "16" Ziajce, co rozsierdziło trenera Tarasiewicza.
Opiekun niebiesko-czarnych opuścił wyznaczoną strefę poruszania się trenerów i ruszył z pretensjami najpierw do sędziego technicznego, a następnie do arbitra głównego. W efekcie szkoleniowiec Zawiszy od 34. minuty oglądał mecz z perspektywy trybun, na które wyrzucił go Borski.
- Spalony mnie nie interesował, bo nie miałem prawa tego widzieć z takiej perspektywy, ale faul na Ziajce był ewidentny - mówi dla SportoweFakty.pl Tarasiewicz. - Niech pan Borski trochę więcej swój tyłeczek ruszy i trochę więcej biega, to będzie inaczej. Jak jest faul, to trzeba gwizdać. Nie trzeba być wybitnym ekspertem, żeby dostrzec ten faul na Ziajce - dodaje.
"Taraś" utrzymuje, że na trybunach wylądował tylko dlatego, że opuścił strefę, w której może się poruszać i że nie komentował decyzji sędziego w nieparlamentarny sposób: - Wyszedłem ze strefy, choć nie powinienem tego robić, ale nie padły z moich ust żadne złe słowa - zawsze zwracam się do sędziów "per pan". Może głos trochę podnoszę, ale nigdy nie ubliżam. Można mnie było upomnieć, a nie od razu usuwać. Diego Simeone w Lidze Mistrzów biega od jednej chorągiewki do drugiej i nie jest usuwany z boiska, a ja ledwo wyszedłem ze strefy i zostałem usunięty. Dobrze by było, gdyby sędzia Borski obejrzał i zanalizował sobie mecze tak, jak my trenerzy to robimy, bo naprawdę robi dużo błędów.
Choć trener Zawiszy blisko godzinę spędził na trybunach, jego zespół zdołał wygrać w Krakowie 1:0. Bydgoszczanie - jak twierdzi szkoleniowiec - z premedytacją oddali pole Wiśle, szukając swojej szansy na gola w kontratakach. - Każdy jest mądry po meczu i nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale chcieliśmy tak grać. Wiedzieliśmy, że jeśli zagramy wysoko, to szybcy Guerrier, Sarki i Brożek mogą nas skaleczyć, wchodząc z głębi pola. Także z premedytacją zagraliśmy tak, jak zagraliśmy. Brakowało nam może spokojnego rozegrania piłki w środku pola, ale ogólnie o naszym zwycięstwie zadecydowała dobra organizacja. Wisła miała przewagę, ale nie stworzyła sobie wielu sytuacji. Zagraliśmy dokładnie tak, jak chcieliśmy - przekonuje Tarasiewicz.
O zwycięstwie Zawiszy zadecydował gol wprowadzonego po przerwie Jorge Kadu. Pochodzący z Wysp Zielonego Przylądka napastnik na debiut w T-Mobile Ekstraklasie czekał aż do szóstego spotkania w rundzie wiosennej.
- Nie zawsze robię zmiany, ale to dlatego, że robię je wtedy, gdy są potrzebne. Jeśli widzę, że podstawowi zawodnicy mają problemy motoryczne, to trzeba to jakoś skorygować. Jorge czekał na debiut, bo był trochę nieułożony taktycznie. Musiał dojrzeć do debiutu. Dużo rozmawialiśmy z nim tak, jak wcześniej robiliśmy też z Alvaro i Carlosem. Najpierw dużo pracowaliśmy nad teorią, z tablicą magnetyczną, później ćwiczyliśmy ustawienie na treningach. Nie był też przygotowany do gry pod względem fizycznym - tłumaczy Tarasiewicz.
Dlatego np ZAWISZA protestował by mecz z Korona prowadził Gil, któryjakby powiedziała pewna pani: SORRY, TAKĄ MAMY LIGĘ!!! Czytaj całość