Łodzianie w spotkaniu z Cracovią wstali z kolan, na których byli po I połowie i golu Giannisa Papadopoulosa. Po zmianie stron drużynie Artura Skowronka udało się odrobić jednobramkową stratę i wywieźć z Krakowa punkt.
- Podbeskidzie wygrało, Zagłębie wygrało, więc nic nie nadrobiliśmy, ale to pierwszy punkt przywieziony z wyjazdu, więc można mówić o jakimś progresie. Chcieliśmy wygrać w Krakowie. Czujemy niedosyt, bo mieliśmy sytuacje na to, żeby
nawet wygrać z Cracovią, ale z tego punktu też musimy się cieszyć - mówi Mroziński.
W 62. minucie spotkania pomocnik Widzewa w zamieszaniu powstałym pod bramką Cracovii po wrzucie piłki z autu zachował się najprzytomniej i z bliska wpakował piłkę do siatki gospodarz. - Czy zadrżała mi noga? To się działo tak szybko, że nie zdążyłem o tym pomyśleć (śmiech). Całą robotę zrobili za mnie koledzy, czyli Marcin Kaczmarek, Krystian Nowak i Rafał Augustyniak. Ja tylko dobiłem z metra, ale oczywiście bardzo się cieszę, bo to moja pierwsza bramka w ekstraklasie.
Łodzianie przełamali w Krakowie fatalną serię wyjazdowych porażek, która z każdym tygodniem coraz bardziej im ciążyła. - Jak się przegrywa kolejnych 13 spotkań na wyjeździe, to nie ma się tej pewności siebie, ale staraliśmy się o tym nie myśleć, tylko realizować założenia trenera. Skoro zdobyliśmy pierwszy wyjazdowy punkt, to teraz czas na Wisłę i pierwsze wiosenną wygraną w Łodzi - kończy Mroziński.