- Na to zagadnienie musimy spojrzeć z takiej perspektywy, że podczas większości meczów incydentów nie ma. One się nasiliły pod względem ilościowym, ale wciąż dotyczą mniejszości klubów - zaznaczył w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl doradca zarządu Ekstraklasy SA, Seweryn Dmowski.
Czy część niedozwolonych działań kibiców można nazwać buntem z ich strony? - Niektóre grupy na pewno próbują badać grunt i oszacować jak daleko mogą się posunąć. Czasem pozwalają sobie na bardzo wiele, czego przykład mieliśmy w trakcie spotkania Wisła Kraków - Ruch Chorzów, gdy na obiekcie wylądowały race wrzucone spoza terenu imprezy masowej.
Jakie są realne możliwości Ekstraklasy SA jeśli chodzi o zwalczanie tego rodzaju incydentów? - W pierwszej kolejności spółka wymaga od klubów bezwzględnego przestrzegania prawa i karania tych, którzy tego nie robią. Mam tu na myśli przewinienia dyscyplinarne, których sankcjonowanie wynika z regulaminów stadionów itp. Jeśli jednak dochodzi do zwyczajnych przestępstw, a więc łamania powszechnie obowiązującego prawa, to tu konieczna jest współpraca z organami państwa. Przykład to wspomniane wrzucenie rac spoza stadionu, czy używanie przemocy fizycznej na trybunach - dodał Dmowski.
Doradca zarządu Ekstraklasy SA zapewnił, że nikt nie zamierza wchodzić w układy z osobami, które nie przestrzegają zasad. - Tu sprawa jest jasna i klarowna. Nie będzie żadnych negocjacji w kwestii czegoś, co jest zabronione prawem.
Problemy wynikają często z tego, że na obiekty piłkarskie wnoszone są rzeczy (np. pirotechnika), które nie powinny się tam znaleźć. Czyja to wina? - Niektóre race mają około 10 cm długości, więc ich znalezienie na bramkach nie jest takie proste. Zresztą tego rodzaju kłopoty są zauważalne w całej Europie, a nie tylko u nas. Chciałbym zaznaczyć, że w mojej ocenie kluby nie bagatelizują problemu, a już na pewno nie przymykają na to oka. Korona, Cracovia, Wisła czy Legia - widać, że tam reakcja na incydenty była zdecydowana, a włodarze podeszli do sprawy bardzo odpowiedzialnie. To że czasem na trybunach pojawiają się np. race wynika po prostu z błędów przy organizacji imprezy masowej. Komisja Ligi wtedy reaguje, a jeśli to nie przynosi efektów, zaostrza kary. Bacznie zwracamy jednak uwagę na to, czy dany klub wyciąga wnioski - stwierdził Dmowski.
Jak długo jeszcze potrwa doprowadzenie do stanu, gdy na trybunach obiektów piłkarskich prawo będzie przestrzegane? - Skuteczne wyeliminowanie osób, które je łamią to - mam nadzieję - kwestia miesięcy. Jest jednak jeszcze drugi aspekt, czyli generalna zmiana nastawienia kibiców. To cel również realny, ale raczej w perspektywie kilku lat. Nigdzie tak naprawdę nie udało się wyeliminować incydentów w stu procentach. Bezpieczeństwo nie jest stanem, lecz procesem, a działania, które je poprawiają muszą trwać nieprzerwanie. Należy się ponadto zastanowić, czy kibicom nie przestrzegającym reguł chodzi akurat o odpalenie rac, czy po prostu zrobienie czegoś, co jest zabronione. Ważne w tym kontekście są działania prewencyjne i po prostu edukacja, która pozwoliłaby doprowadzić do większego poszanowania przepisów - zakończył Dmowski.