Górnik Zabrze w meczu z Lechem Poznań doznał sromotnej klęski, ale zdołał utrzymać się w grupie mistrzowskiej. W wieńczącym fazę zasadniczą sezonu T-Mobile Ekstraklasy spotkaniu Trójkolorowi nie mogli jednak liczyć na przychylność wszystkich fanów. Choć ci najzagorzalsi przez cały mecz prowadzili głośny doping... przez głupotę jednego stracili oni trzecią bramkę i nadzieje na osiągnięcie korzystnego wyniku.
Co właściwie się stało? Po starciu Dzikamaia Gwaze z Tomaszem Kędziorą przy linii bocznej boiska wydawało się, że zawodnik poznańskiej drużyny wszedł w nogę rywala nakładką. Rozległ się wówczas gwizdek, ale nie został on użyty przez sędziego zawodów Mariusza Złotka, a... jednego z kibiców zasiadających na trybunach.
Piłkarze Górnika wtenczas stanęli, a wybitą w górę futbolówkę w ręce próbował łapać nawet Adam Danch. Wszystko to w przekonaniu, że grę przerwał arbiter. Piłkę przejęli zawodnicy Kolejorza, trafiła ona do niekrytego przez nikogo przed polem karnym gospodarzy Kaspera Hamalainena, który stając oko w oko z bramkarzem trafił do siatki.
Po akcji tej na trybunach zawrzało. Kibicowi, który gwizdka użył sprawiedliwość starali się pierwotnie wydzielić... koledzy po szalu. Wkrótce wpadł on w ręce dyrektora ds. bezpieczeństwa zabrzańskiego klubu i ochrony. Czeka go zakaz klubowy, gdyż używając gwizdka złamał regulamin imprezy i organizator miał prawo taką sankcję na winnego zamieszania nałożyć.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Żalu do winowajcy nie ukrywali też piłkarze i trenerzy zabrzan. - Musimy za tę bramkę "podziękować" jednemu z kibiców. Grając w piłkę i siedząc na ławce nieraz słyszałem gwizdki na trybunach. W tym wypadku jednak ja sam byłem przekonany, że był faul, bo Gwaze był faulowany. Niestety takie sytuacje się zdarzają - bezradnie rozkłada ręce Robert Warzycha, trener-menedżer drużyny z Roosevelta.