- Zagraliśmy jeden z najsłabszych meczów. Nie wiem czy wynikało to z tego, że poprzednia kolejka odbyła się tylko trzy dni wcześniej. Nie poznawałem zespołu, zwłaszcza że nastawialiśmy się na wysoki pressing. MKS nam jednak na to nie pozwolił - oznajmił Piotr Kowal.
Rażąca była zwłaszcza niemoc zielonych w ofensywie. - Z czego miały paść bramki, jeśli nie stworzyliśmy w zasadzie żadnej klarownej sytuacji? Naprawdę nie wiem co się stało. Trudno mi to zrozumieć, bo identyczna jedenastka potrafiła zagrać bardzo dobre spotkanie w Bytomiu. Taki jest futbol. Wystarczyło, że rywal stworzył sobie po przerwie jedną sytuację i strzelił nam gola. Myślę, że sprawiedliwszym wynikiem byłby remis, lecz los bywa brutalny. Czasem coś daje, a czasem odbiera - dodał opiekun zielonych.
To nie był pierwszy pojedynek w tym sezonie, w którym warciarzom zwyczajnie brakowało zaangażowania. Rozgrywali akcje w tak jednostajnym tempie, że nie byli w stanie zaskoczyć przeciwnika. - Mobilizowałem zawodników, liczyłem, że powtórzą to co pokazali w starciu z Polonią. Nie mogę im zarzucić, że nie chcieli, natomiast zgadzam się z tym, że tempo było dalekie od ideału. Przegraliśmy rywalizację w środkowej linii i w tych okolicznościach ciężko było coś zrobić. Sam się zastanawiam jak do tego doszło. Jestem jednak przekonany, że zespół się odbuduje i będzie walczył dalej. Jeśli chodzi o awans, to trudno oceniać nasze szanse, lecz nie złożymy broni - zapewnił Kowal.
Szyki trenerowi Warty pokrzyżowały kontuzje. Wszystkie zmiany były bowiem podyktowane problemami zdrowotnymi. W pierwszej połowie boisko musiał opuścić Łukasz Jasiński, natomiast po zmianie stron Grzegorz Rasiak i Michał Goliński. - Nie miałem praktycznie żadnego pola manewru. Chciałem desygnować jednego nowego gracza już w przerwie, ale dobrze, że z tym poczekałem, bo potem przyplątały nam się jeszcze dwie kontuzje - zakończył szkoleniowiec.