W klasyfikacji najczęściej trafiających do siatki przeciwnika przewodzi w naszej ekstraklasie właśnie Paweł Brożek z 9 golami po 11 kolejkach. W poprzednich rozgrywkach zdobył już koronę króla strzelców, aktualnie jest faworytem do obrony tego tytułu. Choć nie każdy jest w stanie w to uwierzyć, 25-letni napastnik jest sporo skuteczniejszy od Macieja Żurawskiego, gdy był w podobnym wieku i reprezentował barwy krakowskiej Wisły. Czy Brożek jest lepszy? Moim zdaniem na pewno nie jest gorszy. "Żuraw” miał obok siebie znacznie lepszych zawodników na boisku, niż dzisiaj Brożek. Wówczas każdy z graczy był indywidualnością, każdy zachwycał w meczach Pucharu UEFA z Schalke 04 czy też AC Parmą.
Atakującemu Wisły nie stanowi różnicy, czy rywalem jest Ruch Chorzów, Legia Warszawa, czy Tottenham Hotspur. W reprezentacji naszego kraju też niedawno popisał się wspaniałym trafieniem i nienaganną asystą. Można psioczyć, że Brożek długo nosił etykietkę "niespełnionego talentu”. Obiektywnie trzeba jednak przyznać, że ten nieśmiały i wiecznie zagubiony chłopiec wreszcie wyrósł na prawdziwego mężczyznę, który umie wziąć sprawy w swoje ręce.
Rywali w lidze Brożek ma bardzo mocnych. Sięgam pamięcią i doprawdy ciężko mi przypomnieć sobie, kiedy mieliśmy w Polsce taki urodzaj. Takesure Chinyama przybył do Polski z pogrążonego w ogromnym kryzysie gospodarczym Zimbabwe, ale nawet dotkliwa afrykańska bieda nie przeszkodziła mu w tym, by nauczyć się solidnie kopać piłkę. Ktoś z Groclinu Dyskoboli miał widocznie dobry przegląd piłkarzy w krajach Trzeciego Świata. Sprowadził go do Polski i, nie da się ukryć, uatrakcyjnił tym samym naszą, niegrzeszącą zbyt dobrym, poziomem ligę.
Chinyamie brakuje jednak trochę ogłady. Biega po boisku jak dzik, szukając swojego łupu. Jest szybki i zadziorny, ale czasem działa zbyt spontanicznie i niektóre jego zagrania są mocno nieprzemyślane. Tylko rok starszemu od Brożka zawodnikowi zdarza się trafić do siatki w sytuacji niemożliwej, zdarza mu się też zmarnować okazję, z której gola zdobyłby nawet kompletnie pozbawiony talentu trampkarz.
W najlepszym położeniu znajduje się dziś Lech Poznań, oczywiście mając na uwadze kryterium ilości posiadania napastników. Wisła może poszczycić się jednym Brożkiem, Legia jednym Chinyamą. "Kolejorz” ma w swym składzie dwóch utalentowanych "napadziorów” i jednego weterana. Robert Lewandowski jeszcze niedawno grał na zapleczu ekstraklasy, teraz ma już za sobą występ w reprezentacji kraju uwieńczony zdobyczą bramkową. Ma dopiero 20 lat a już teraz chętnie widziałby go u siebie chyba każdy klub w Polsce. Hernan Rengifo to efekt południowoamerykańskiego zaciągu, ale można powiedzieć, że strzał w dziesiątkę. Jeśli Rengifo nie spocznie na laurach i utrzyma się w dobrej dyspozycji, któryś z zachodnich klubów szybko może się nim zainteresować. O Piotrze Reissie za dużo wspominać nie trzeba. Żywa legenda Poznania, człowiek z gatunku "forever young” - wiecznie młodych.
Można by pokusić się o wymienienie kilku innych nazwisk, które kiedyś mogą liczyć się nie tylko w naszym rodzimym futbolu, ale i również na arenie międzynarodowej. Trzeba jednak zauważyć pewien progres zwłaszcza w dziedzinie kształtowania umiejętności i wypływania na szerokie wody tych graczy ofensywnych, których mamy na swoim rynku. Sprowadzanie solidnych obcokrajowców nie jest też w istocie czymś złym. Pod warunkiem naturalnie, że gracze ci nie wypierają naszych polskich talentów, których przecież nie brakuje. Jestem optymistą. Wierzę, że za kilka lat będziemy chełpić się masą bramkostrzelnych napastników. Póki co zamiast krytykować, cieszmy się, że postawiliśmy pod tym względem krok do przodu.