Młody snajper w minionym sezonie zdobył 12 bramek w 27 występach w III-ligowych rezerwach Wisły i zadebiutował w T-Mobile Ekstraklasie. Gdy piłkarze I zespołu rozjechali się na urlopy, on pomógł juniorom starszym Białej Gwiazdy w zdobyciu 10. w historii mistrzostwa Polski w kategorii U-19. W 6 spotkaniach fazy finałowej Centralnej Ligi Juniorów strzelił aż 11 goli, w tym cztery w finałowym dwumeczu z Cracovią.
W sobotę wystąpił w sparingu Wisły ze słowackim MSK Żylina. Dostał od trenera Franciszek Smuda ponad pół godziny, bowiem z urazem z boiska musiał zejść Paweł Brożek. Młodzian wszedł do gry bez kompleksów, nie bał się dryblować i co najważniejsze - robił to skutecznie.
[ad=rectangle]
- Jednym sparingiem nikogo do siebie nie przekonam. Na to potrzeba dłuższej dobrej gry. Pawłowi nie życzę niczego złego. To nasz najlepszy napastnik i wielka szkoda, gdyby coś poważnego mu się stało. Ja pracuję i będę chciał wykorzystać swoje szanse - mówi Zając.
19-latek dopiero od minionego czwartku znów trenuje z I drużyną Wisły: - Po mistrzostwach dostałem tydzień wolnego i teraz byłem bardziej wypoczęty. Pod koniec mistrzostw nogi już "siadały". Teraz zagrałem na świeżości i myślę, że nieźle się zaprezentowałem. Nie wolno się bać. Trzeba się pokazać z jak najlepszej strony, bo inaczej to nie ma sensu. Nie robiłem tego tak często jak w juniorach czy w III lidze, bo tam jest dużo niższy poziom i tu są lepsi obrońcy, ale trzeba próbować. Największy przeskok jest pod względem fizycznym.
Choć młody napastnik udowodnił już, że ma spore umiejętności, starsi koledzy z zespołu jeszcze nie zawsze szukają go podaniem. - Muszę wkupić się w drużynę i przekonać kolegów do tego, że warto mi dogrywać. Wszystko w swoim czasie - mówi spokojnie.
Ze względu na dobrą skuteczność przy Reymonta 22 wiążą z nim spore nadzieje, ale przyznaje, że nie wpływa to na niego negatywnie: - Presję to ma Robert Lewandowski, a nie ja. Poziom w polskiej lidze nie jest aż tak wysoki. Myślę, że sobie poradzę.