Golas z Zabrza rozbawił do rozpuku sędziego Tomasza Musiała. "Gdyby to była dziewczyna..."

Golas, który wbiegł na boisko w pierwszej połowie meczu Górnika Zabrze z Lechem Poznań był nie tylko wyzwaniem dla ochrony, ale także sędziów niedzielnych zawodów. Jak z opresji wybrnął Tomasz Musiał?

Zdarzenia z meczu Górnika Zabrze z Lechem Poznań są bezprecedensowe w najnowszej historii T-Mobile Ekstraklasy. W ostatnich latach kibice wbiegali co prawda na boisko, ale nigdy dotąd nie byli oni w stroju Adama. Zanim nagus został schwytany przez służby ochrony, przebiegł po murawie stadionu przy Roosevelta dobrych kilkadziesiąt metrów. Wówczas - kilka metrów dalej - cały czas toczyła się gra o ligowe punkty.
[ad=rectangle]
Czy w tej sytuacji zabrakło komunikacji pomiędzy grupą sędziów kierowanych przez Tomasza Musiała? - Zgodnie z przepisami, dopóki osoba postronna nie znajduje się w obrębie gry, to grę się kontynuuje. Kiedy ten pan swoim zachowaniem zaczął ingerować w przebieg meczu, przerwałem zawody i pokazałem mu czerwoną kartkę. Musiał po tym opuścić boisko - wyjaśnia w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl arbiter z Krakowa.

Całe zamieszanie wywołało na trybunach, wśród zawodników i sędziów spore rozbawienie. - Zgodnie z przepisami - po czerwonej kartce - czekają tego pana dwa mecze zawieszenia, chyba, że PZPN jeszcze zaostrzy karę. Dobrze, że nie wszedł wślizgiem, bo mógłby z hejnałem jeszcze to "coś" pokazać - śmieje się Musiał.

Po zakończeniu meczu z miejsca poczęto snuć teorie na temat powódek, którymi kierował się nagus. Do zabawy włączył się też sędzia główny zawodów. - Słyszałem, że zrobił to dla dziewczyny. Jeśli tak, to piękny prezent. Pięknie pokazał swoją miłość do tej kobiety - rechocze 33-latek. - Tak sobie myślę, że gdyby na boisko wbiegła roznegliżowana dziewczyna, to pewnie czerwonej kartki by nie obejrzała, ale tutaj innej decyzji być nie mogło - dodaje ze śmiechem nasz rozmówca.

- Kiedyś kibice wbiegali już na boisko podczas zawodów, które prowadziłem. Nigdy jednak nie byli do tego stopnia roznegliżowani. Bardzo mnie to zaskoczyło, zresztą nie tylko mnie. Uśmialiśmy się z tego zdarzenia. Jako sędziowie zawsze po meczu analizujemy naszą pracę i na pewno w tej analizie ten facet się znajdzie. Kto wie, może nagram go na płytkę i puszczę go sędziom na najbliższej konferencji w Spale - zastanawia się czołowy polski arbiter.

Komentarze (0)