Kibice, którzy w piątkowy wieczór zjawili się na stadionie przy Gliwickiej oglądali niezłe widowisko. Szczególnie pierwsza odsłona pojedynku przyniosła wiele ciekawych akcji zakończonych strzałami. Po jednym z nich skapitulować musiał Przemysław Wróbel, golkiper Rakowa. Po drugiej stronie boiska, między słupkami dobrze spisywał się Daniel Kajzer, który bronił uderzenia Artura Pląskowskiego i Dariusza Pawlusińskiego. - Byliśmy drużyną lepszą, chociaż Raków też stworzył sytuacje. Nie były one tak groźne jak nasze, aczkolwiek trochę kłopotów nam sprawiły. Wydaje mi się, że to my bardziej zasłużyliśmy na zwycięstwo, dlatego trzy punkty zostały w Rybniku - ocenia 22-latek.
[ad=rectangle]
Interwencje golkipera zielono-czarnych były pewne, często oddalał on niebezpieczeństwo wyjściami na przedpole. Fanom najbardziej zapadła w pamięć ta z 23. minuty gry, kiedy Kajzer dwukrotnie zatrzymał szarżujących piłkarzy z Częstochowy. - Nowy model bramkarza to taki, który czyta grę i gra wysoko. W każdym meczu będę miał takie zadanie. Natomiast przy tej obronie dopisało mi szczęście, piłka dwa razy się ode mnie odbiła, a potem ją złapałem. Szczęście było bliżej mnie niż przeciwnika - dodaje skromnie bramkarz .
Na pochwały zasłużyli także jego koledzy z pola, którzy zwycięstwem zainaugurowali II-ligowy sezon. - Drużyna zasłużyła na plusa. Trochę błędów było, ale piłka nożna to przecież gra błędów. To spotkanie było jak najbardziej pozytywne - komplementuje Kajzer, który do końca walczył o miejsce w bramce z Oskarem Rybickim.
20-latek na Śląsk przybył w letnim okresie przygotowawczym i szybko przekonał do siebie sztab szkoleniowy rybniczan. W starciu z Rakowem był rezerwowym, a jego rywal nie dał argumentów do dokonania zmiany między słupkami. - Nikt z nas nie wiedział, czy wyjdzie w podstawowym składzie. Trener dopiero przed meczem odkrył karty. Nikt nie był pewny występu, nawet zawodnicy z pola - tłumaczy podopieczny Marcina Prasoła.
Już w sobotę rybnicki zespół uda się do Katowic, gdzie o pierwsze punkty w sezonie postara się miejscowy Rozwój. Z kolei spadkowicz, dzięki wygranej, chce całkowicie nabrać wiatru w żagle. - W piątek sprzyjało nam równe boisko. Rozegraliśmy kilka akcji, gdzie podłączały się boki, skrzydłowi byli szybcy i dobrze wchodzili. Myślę, że cały czas będziemy grali swoje. Jesteśmy taką drużyną która lubi grać piłką. Pojedziemy na Rozwój i nie cofniemy się. Po prostu wyjdziemy i zagramy swoje. To oni mają nas się bać, nie my ich - puentuje Kajzer.