Najpierw podopieczni trenera Marcina Prasoła tylko obserwowali piękną bramkę Roberta Tkocza. Jeszcze przed upływem trzydziestej minuty meczu obrońca gości, Marcin Grolik wyleciał z boiska, a Daniel Kajzer musiał stanąć oko w oko z wykonawcą rzutu karnego. Bramkarzowi ROW-u Rybnik nie udało się zatrzymać piłki po strzale Adama Żaka i na przerwę ekipa z Gliwickiej schodziła w - wydawałoby się - beznadziejnej sytuacji.
[ad=rectangle]
- Jakiś kontakt może i był, ale kolor kartki jest do zweryfikowania na powtórkach, bo na gorąco nie chcę powiedzieć złego słowa na sędziego. Z mojej perspektywy na boisku wyglądało to tak, że jeśli arbiter wskazał na "wapno" i uznał, że był kontakt, to nie należała się czerwona kartka, tylko żółta. To była stykowa sytuacja. Wydaje mi się, że sędzia przesadził z interpretacją i utrudnił nam w grę w spotkaniu - ocenia sytuację z jedenastką Marek Krotofil.
Pomimo szybko utraconych dwóch goli zawodnik nie był krytyczny w stosunku do gry całego zespołu. - Samo wejście w pierwszą połowę nie było złe, ponieważ stworzyliśmy groźne sytuacje. Ładnie uderzył Petar, a bramkarz rywala obronił. Mieliśmy też dwa groźne rzuty rożne. Wydaje mi się, że samo rozpoczęcie było dla nas, ale potem dostaliśmy bramkę - tłumaczy 24-latek, który jest pełen uznania dla trafienia Roberta Tkocza. - Rozwój nie zrobił jakiejś wielkiej akcji, jednak ich zawodnik świetnie przyłożył i wyszedł mu perfekcyjny strzał. Gratuluję mu, bo to naprawdę był gol, jaki chce się oglądać na stadionach. Z pewnością był ozdobą tego widowiska - komplementuje przeciwnika Krotofil.
W drugiej części pojedynku bramki strzelali już tylko goście, którzy kontakt z Rozwojem Katowice złapali po trafieniu Michała Płonki. - Nasza gra po przerwie wynikała tylko i wyłącznie z ambicji. Byliśmy w trudnej sytuacji, a mimo wszystko stwierdziliśmy, że nie mamy nic do stracenia, a jedna bramka zawsze może trochę otworzyć grę. Drużyna Rozwoju może poczuła presję i tak się złożyło, że na koniec mieliśmy piłkę na remis i chwała, że do niego doprowadziliśmy - opowiada gracz ROW-u.
To właśnie do niego należało ostatnie słowo w meczu. Strzelec wprowadził zespół z Rybnika w ogromną radość, zapewniając cenny punt. - W polu karnym w takim momencie trzeba tylko strzelać. Naszą możliwością zremisowania meczu były głównie stałe fragmenty gry. Gdy piłka w takim momencie spada pod nogi, to człowiek w ogóle nie zastanawia się, tylko próbuje uderzyć w kierunku bramki. A że udało mi się trafić dokładnie tak jak chciałem, to tym bardziej bardzo się z tego cieszę. Super, że udało się zremisować - uśmiecha się Krotofil.