Defensywny pomocnik Widzewa, podobnie jak pozostali jego koledzy z drużyny, nie mógł mieć powodów do radości po ostatnim gwizdku sędziego Wojciecha Krztonia. Przed rozpoczęciem sezonu trener czerwono-biało-czerwonych, Włodzimierz Tylak, zapowiadał walkę łódzkiego zespołu o awans. Widzew rozegrał już jednak cztery mecze i w żadnym z nich nie wygrał, zdobywając marne dwa punkty. Na obecną chwilę łodzianie znajdują się w strefie spadkowej I ligi. - Jeden punkt po raz kolejny u siebie na pewno na nas nie cieszy, ale ważne, że odrobiliśmy straty w końcówce. Powinniśmy jednak na własnym boisku wygrywać. Przyjmujemy ten remis, bo było nam ciężko w tym spotkaniu - powiedział po spotkaniu Rafał Augustyniak, który ustosunkował się również do niemocy swojego zespołu w ofensywie w obecnym sezonie. Do meczu z GKS Tychy kapitan łodzian był jedynym zdobywcą goli w zespole z Piłsudskiego. Gola w piątek zdobył jednak nie on, a Marcin Kozłowski.
[ad=rectangle]
- To boli, że nie wykorzystujemy sobie okazji, jakie stwarzamy, a tymczasem GKS stworzył raptem jedną sytuację i zdobył z niej bramkę. To jest absurd, że takie coś się zdarzyło. Musimy pracować nad skutecznością, bo widać, że jest to nasza bolączka - skomentował piłkarz trenera Tylaka. - Zabrakło nam spokoju pod bramką rywali. W pierwszej połowie mógł strzelić Veljko Batrović, Duda w drugiej połowie powinien był dwukrotnie trafić głową. Jest co poprawiać w ofensywie. Jeżeli polepszymy ten element gry, to taki GKS w przyszłości nie powinien nam zagrażać - kontynuował.
Piątkowy przeciwnik łodzian oddał w całym meczu tylko jeden celny strzał. Mimo tego, goście byli o włos od wywiezienia ze stadionu przy Piłsudskiego trzech punktów. Zbyt defensywna gra podopiecznych trenera Przemysława Cecherza w drugiej połowie zemściła się jednak na trójkolorowych. - GKS nie pokazał nic takiego, co mogło dać im trzy punkty. My dobrze operowaliśmy piłką. Całą pierwszą połowę prowadziliśmy grę, w drugiej też próbowaliśmy jak najczęściej utrzymać przy futbolówce. Po zdobyciu gola GKS cofnął się i gra się utrudniła. Ostatecznie jednak zemściło się to na nich stratą gola - stwierdził Augustyniak, który miał po meczu również uwagi do pracy sędziego Krztonia.
- Sędziowie nam nie pomagają, a w pewnych momentach utrudniają nam wręcz grę. Dają nam niepotrzebne żółte kartki, a na naszą korzyść gwiżdżą bardzo rzadko. Nie ma co jednak patrzeć na sędziów. Trzeba skupić się przede wszystkim na sobie - powiedział.
Kapitan Widzewa nie ma jednocześnie zarzutów odnośnie do współpracy zespołu z trenerem Tylakiem. Szkoleniowiec łodzian usłyszał podczas meczu kilka niewybrednych przyśpiewek oraz komentarzy z trybun. Kibice domagali się dymisji 63-letniego szkoleniowca. Dodatkowo, po spotkaniu na konferencji prasowej Tylak znalazł się pod ostrzałem pytań dziennikarzy. Odpowiedzi nie satysfakcjonowały zgromadzonych na sali. - Trener nakreśla taktykę przed meczem. Jeżeli wykonujemy te założenia, które nakreślił, to w trakcie spotkania nie musi nas bardziej motywować do walki. Jesteśmy z trenerem. To co mówi nam w szatni jest dla nas święte i staramy się to realizować. Jeżeli wyglądałoby to źle i jakiś zawodnik odstawiałby nogę, to trener, myślę, że by zareagował. Nic takiego jednak nie miało miejsce. Walczyliśmy do końca. Szkoda, że przyniosło to tylko jeden punkt - zakończył.