Przy pierwszym golu dla Lecha bramkarz drużyny z Warszawy nie miał żadnych szans na uniknięcie nieszczęścia, bowiem Hernan Rengifo uderzał z najbliższej odległości, w dodatku bardzo precyzyjnie. Drugi gol padł jednak w sposób, który znacznie obciąża konto Sebastiana Przyrowskiego. Peruwiański napastnik uderzył bardzo mocno z dystansu i choć piłka spadła ostatecznie w okolicach słupka, to w siatce znalazła się tylko dlatego, że golkiper Czarnych Koszul kompletnie zlekceważył uderzenie rywala i był źle ustawiony.
Okazuje się, że taki błąd przydarzył mu się na stadionie przy ul. Bułgarskiej już po raz drugi. 29 kwietnia 2006 roku Lech mierzył się z Groclinem i wówczas Przyrowski przepuścił bardzo podobny strzał, tyle że w wykonaniu Marcina Wachowicza. Piłka również została uderzona z dużej odległości, a tor jej lotu długo wskazywał, że nie wpadnie do siatki. Tak też pomyślał Przyrowski, który pozostał na linii bramkowej i po chwili przecierał oczy ze zdumienia, gdy futbolówka jednak zmieściła się tuż przy lewym słupku. Ten gol padł w 13. minucie i dał Kolejorzowi prowadzenie 2:0. Ostatecznie poznaniacy zwyciężyli w derbowym pojedynku 4:1 (po drugim trafieniu Wachowicza, dwóch bramkach Zbigniewa Zakrzewskiego i honorowym golu dla gości Piotra Rockiego).
W obecnym sezonie golkiper Polonii zbierał dość dobre recenzje za swoje występy, lecz od dawna ma opinię zawodnika, który często potrafi dokonywać cudów w bramce, by raz na jakiś czas wpuścić kuriozalnego gola. Na jego nieszczęście błędy popełnia zazwyczaj w meczach o dużym ciężarze gatunkowym. Tak było zarówno w derbach Wielkopolski sprzed dwóch lat, jak i w niedzielnym spotkaniu 14. kolejki ekstraklasy. Przegrywając w Poznaniu, Polonia doznała bowiem pierwszej wyjazdowej porażki w sezonie i straciła fotel lidera na rzecz Wisły Kraków.