Od początku sezonu piłka szukała obrońcę zielono-czarnych w polu karnym rywali. Premierowy gol nadszedł dopiero w ósmej serii gier, kiedy Bodzioch dobił swój strzał i zmusił golkipera Wisły do kapitulacji. - Już wcześniej miałem sytuacje, ale nic nie chciało wpaść. Tym razem miałem trzy okazje, trzeba się cieszyć z tego, co jest - uśmiecha się rosły defensor, który stwarzał duże zagrożenie pod bramką puławian.
[ad=rectangle]
Pierwsza odsłona spotkania nie przyniosła bramek, a przyjezdni pod wodzą nowego szkoleniowca skutecznie się bronili. Pękli jednak po przerwie. - Każdy mecz jest ciężki, ale nie patrzymy na to z jakim przeciwnikiem gramy, tylko robimy swoje. Warunki były trudne. W pierwszej połowie goście mieli siły, a potem już ich wypunktowaliśmy. Od początku do końca gramy konsekwentnie. Rywal wreszcie się poddaje, a my trafiamy jeden raz, drugi raz i jest praktycznie po meczu - ocenia Mateusz Bodzioch.
Dla spadkowicza był to trzeci pojedynek z rzędu, w którym nie dopuścił do straty gola. - Obrona się scaliła. Widać tego efekty, bo jest zero z tyłu w kolejnym meczu. To bardzo cieszy. Jeśli tak będziemy grali, to z przodu zawsze coś wpadnie. Są wyniki i jest atmosfera. Oby tak dalej - dodaje zawodnik ROW-u Rybnik.
W sobotę drużyna z Gliwickiej spotka się w Kluczborku z liderem II ligi. O zachowanie czystego konta może być trudniej, ale czy passa rybniczan może trwać nadal? - W tej lidze są same ciężkie mecze, tabela zmienia się co chwilę. Nie ma co patrzeć na pozycję, czy jakieś inne aspekty. Patrzymy na ten mecz jak na każdy inny - podsumował obrońca.