Na kwadrans przed rozpoczęciem meczu Grzegorz Lato wszedł do szatni polskiego zespołu, żeby powiedzieć kilka ogólnikowych zdań. Zwykle jest to czas, który Leo Beenhakker poświęca na przekazanie drużynie ostatnich ważnych wskazówek.
- Wróciliśmy już z ostatniej rozgrzewki. Od wyjścia na mecz dzieliły nas tylko minuty. Wtedy do szatni nieoczekiwanie wkroczył Grzegorz Lato. W pierwszym odruchu pomyślałem, że mamy nowego trenera - śmieje się jeden z polskich piłkarzy, który uczestniczył w tym spotkaniu. - Zwykle na kwadrans przed rozpoczęciem meczu po raz ostatni przemawia Beenhakker. Przypomina o założeniach taktycznych i zachęca zawodników do maksymalnej koncentracji na czekającym ich zadaniu - dodaje.
Z relacji jednego z reprezentantów kraju, szef PZPN nie powiedział nic konkretnego. Życzył jedynie piłkarzom powodzenia i uścisnął dłonie każdego zawodnika. Nic szczególnego, a jednak zajęło to na pewno kilka cennych minut.
- Ktoś szuka dziury w całym. Przyszedłem do szatni przed meczem i życzyłem drużynie sukcesów. Cóż w tym złego? Niczego nie zepsułem, przecież wygraliśmy. Ja zresztą jako piłkarz rzadko przegrywałem - broni się szef PZPN.
Wejście prezesa do szatni chwile przed rozpoczęciem meczu zakłóciło pracę trenera reprezentacji Polski. Zapewne był zdziwiony takim obrotem sprawy, ale zachował spokój. - Chyba nie chciał robić problemu z tego incydentu, bo podobno między selekcjonerem a prezesem wszystko jest cacy, ale chyba każdy z nas zauważył, że coś jest nie tak - twierdzą piłkarze.