- Idzie mi, więc po co zapeszać? Dziennikarze przychodzili do mnie, zakładali się ze mną... Przychodził piąty mecz i ta seria się kończyła - mówi Mariusz Pawełek.
Bramkarz uznawany jest za najsłabszy punkt zespołu Macieja Skorży, a mimo to już ponad sześć godzin nie wpuścił gola. - Nikomu nie będę udowadniał, że Wisła nie potrzebuje nowego bramkarza. Sam sobie udowadniam, że jestem dobry. Gdybym był słaby, nie byłoby mnie w tym klubie. Jestem tylko człowiekiem i jak każdy popełniam błędy, ale gdyby moje kończyły się stratą punktów, zamiast mnie grałby Marcin Juszczyk lub Ilie Cebanu - twierdzi Pawełek.
Wydaje się, że najgorszy występ sezonu zaliczył w meczu z Lechem Poznań (1:4). - Zawaliłem wtedy jednego gola, a mam wrażenie, że obwiniono mnie za wszystkie cztery. Słyszałem, że zepsułem Wiśle mecz tak samo jak Emilian Dolha rok wcześniej Lechowi. To nieprawda! Zabolało mnie też, gdy ktoś po letnim sparingu z Austrią Wiedeń napisał, że od bronienia lepiej mi idzie jazda na rowerze. W tym wszystkim było sporo przesady.