Wielkie emocje w Ostrowie Wlkp! Ostrovia o włos od największego sukcesu w historii

[tag=16333]Ostrovia 1909 Ostrów Wlkp.[/tag] żegna się z Pucharem Polski w wielkim stylu. By pokonać biało-czerwonych, [tag=558]Cracovia[/tag] potrzebowała aż 120. minut! - Zabrakło dosłownie kilku centymetrów - mówi Kempiński.

Wielkie piłkarskie święto w Ostrowie Wielkopolskim, tłumy ludzi na trybunach, heroiczna postawa Dawida w walce z Goliatem - tak w skrócie można opisać środowy pojedynek 1/8 Pucharu Polski. Choć biało-czerwoni byli nieugięci, przez 120. minut zostawili na boisku wiele zdrowia, nie odpuszczali nawet na moment, z końcowego sukcesu cieszyli się jednak przyjezdni. - Czujemy na pewno duży niedosyt. Z tego miejsca mogę tylko podziękować swojej drużynie, która naprawdę zaszła bardzo daleko. Myślę, że oprócz ambicji i woli walki, posiadaliśmy również umiejętności sportowe. Cracovia to ograny, dobrze grający w piłkę ekstraklasowy zespół, co było widać w dzisiejszym spotkaniu - mówił po meczu trener Ostrovii 1909, Piotr Konstanciak.

Szkoleniowiec gospodarzy był zadowolony z postawy swoich podopiecznych: - Moi zawodnicy świetnie wywiązywali się z założeń taktycznych. W pierwszej połowie straciliśmy bramkę, ale ten kto był na wszystkich meczach pucharowych z naszym udziałem wie, że taki cios dodaje nam tylko skrzydeł, a nasza piłka wznosi się na wyższy poziom. Był taki moment w meczu, w którym mogliśmy zwyciężyć już w 90. minutach - 2:1 lub 3:1. Niestety, taka jest piłka - jedna kontra Cracovii, jedna strzelona bramka więcej. Z tego miejsca chciałbym im pogratulować i życzyć zdobycia Pucharu Polski. Wtedy my na pewno nie będziemy mieli się czego wstydzić - dodaje z dumą Konstanciak.
[ad=rectangle]
Choć to nie był koncert w wykonaniu Cracovii, drużyna grająca na co dzień w ekstraklasie wybudziła III-ligowca z pięknego snu. Wcześniej w Ostrowie Wielkopolskim z pucharowymi rozgrywkami pożegnał się chociażby Ruch Chorzów - Zaczynając żartobliwie, dziwię się, że państwo wytrzymali to 120. minut, bo dzisiaj po prostu za bardzo nie było czego oglądać. Gratuluję gospodarzom postawy. Już teraz wiem, dlaczego Ruch Chorzów miał tu straszne problemy. Ostrovia to bardzo niebezpieczny zespół, z dobrymi stałymi fragmentami. Jak wiadomo, Puchar Polski rządzi się swoimi prawami i jeżeli można by te prawa jakoś zilustrować, to to spotkanie jest właśnie ich idealnym obrazem. Mamy dwa zespoły, które dzieli teoretycznie wielka różnica, a w praktyce można ją zniwelować poprzez zaangażowanie, ambicję, wolę walki. To było widać dzisiaj na boisku - komplementował rywali szkoleniowiec gości z Krakowa, Robert Podoliński.

W środę z bardzo dobrej strony zaprezentował się Bartosz Kapustka. 17-letni piłkarz zapisał w swoim dorobku jedną strzeloną bramkę i kluczowe podanie, które pozwoliło Dariuszowi Zjawińskiemu skierować futbolówkę w światło bramki. - Jeden z pozytywów jest taki, że jesteśmy w następnej rundzie Pucharu Polski. Drugi to na pewno postawa Bartosza Kapustki, a trzeci dyspozycja bramkarza - Krystiana Stępniewskiego, który wyrasta na wartościowego golkipera - dodaje trener Cracovii.

Choć mawia się, że szczęście sprzyja lepszym, trudno powiedzieć, by to powiedzenie miało swoje odzwierciedlenie w środowym pojedynku 1/8 Pucharu Polski. Zdaniem wielu, drużyną przeważającą - szczególnie w drugiej połowie - byli miejscowi. Ostrovia ostatecznie nie zdołała postawić kropki nad i, opadła z sił w dogrywce i musiała uznać wyższość klubu z Krakowa. - Zabrakło dosłownie kilku centymetrów. Gdybym w dzieciństwie dłużej wisiał na trzepaku, dzisiaj byłbym wyższy i może udałoby się tą upragnioną bramkę strzelić. Myślałem, że wraz z piłką wpadnę do bramki, ale niefortunnie odbiła się ona od poprzeczki i niestety nie wpadła do siatki. Marnując dobrą okazję, automatycznie daliśmy szansę Cracovii, żeby jeszcze się podniosła i spróbowała przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść - mówił po meczu kapitan Ostrovii 1909, Tomasz Kempiński, jeden z największych pechowców środowego pojedynku.

- Z przebiegu całego meczu widać, że goście oddali na naszą bramkę naprawdę niewiele celnych strzałów. Byli na pewno o wiele bardziej wypoczęci, dobrze operowali piłką i oczywiście posiadali o wiele większe umiejętności. Teraz czeka ich odpoczynek, a my na siódmą do pracy. Musimy mierzyć siły na zamiary, ale tak jak powiedział trener Podoliński - Puchar Polski rządzi się swoimi prawami i niewiele zabrakło, żebyśmy ten mecz wygrali - podsumowuje Kempiński, który był zdecydowanie jedną z najjaśniejszym postaci w szeregach nie tylko swojej drużyny, ale i całego spektaklu.

Źródło artykułu: