W spotkaniu 15. kolejki pierwszoligowych zmagań długo utrzymywał się bezbramkowy remis. Dopiero w 82. minucie Dariusz Jarecki dośrodkował z rzutu wolnego w pole karne, Adrian Paluchowski próbował strącić je i skierować do bramki, ale w ogromnym zamieszaniu ostatni piłki dotknął Wojciech Wilczyński, co potwierdziły telewizyjne powtórki. Sam zawodnik miał po meczu spore wątpliwości.
[ad=rectangle]
- Wydaje mi się, że mogłem piłkę delikatnie musnąć. Uważam, że popełniliśmy przy tej akcji szereg błędów i ta sytuacja nie powinna się zdarzyć. Przyjechaliśmy na boisko zespołu, który nieprzypadkowo tutaj dużo punktów zdobywa i przoduje w tabeli. Najgorsze jest to, że w taki sposób straciliśmy bramkę. Sami sobie sprokurowaliśmy te sytuację - żałował lewy obrońca zespołu z Bytowa.
Pokonanie Drutex-Bytovii było dla Termaliki istną drogą przez mękę. Do przerwy gospodarze długo nie mogli poważnie zagrozić bramce gości, a kiedy już to się udało, brakowało skuteczności. - W pierwszej połowie moim zdaniem nasza gra nie wyglądała źle. Graliśmy jak równy z równym. W drugiej części cofnęliśmy się i nie wiem z czego to wynikało. Za łatwo oddaliśmy trzy punkty - stwierdził Wilczyński.
Słabsza postawa przyjezdnych po zmianie stron zbiegła się z poprawą boiskowych poczynań Słoników, którzy zdominowali rywala. Zanim jednak padł zwycięski gol, podopieczni Piotra Mandrysza musieli zmarnować kilka okazji. Zespół Pawła Janasa nie skarcił przeciwników i w drugiej połowie praktycznie nie zagroził bramce Sebastiana Nowaka.
- W drugiej części co byśmy nie zrobili, to Termalica odbierała nam piłkę i znów się broniliśmy, praktycznie całe 45 minut. W takich okolicznościach stracona bramka była tego konsekwencją. Nad tym ubolewam, bo w linii defensywnej graliśmy blisko siebie, więc gol chluby nam nie przynosi - zaznaczył 24-letni obrońca Bytovii.