Marcin Budziński: Jakbym tego nie strzelił, to by mnie powieszono

Mimo słabej drugiej połowy zawodnicy z Krakowa z uśmiechami opuszczali Kolporter Arenę. - Świetnie organizowaliśmy się w defensywie, wszyscy wracaliśmy - mówił strzelec pierwszej bramki.

W ostatnich kolejkach zawodnicy Cracovii nie dostarczyli powodów do radości swoim sympatykom. W kończącym dla nich piłkarski rok spotkaniu z Koroną były fragmenty, które mogły się podobać. Chodzi tutaj głównie o postawę w pierwszej połowie, kiedy goście dwukrotnie trafiali do siatki. Czy to było najlepsze 45 minut Pasów w tym sezonie? - Może i tak. Na pewno tak, jeżeli patrzymy przez pryzmat naszej skuteczności. Świetnie organizowaliśmy się w defensywie, wszyscy wracaliśmy. Mimo, że gospodarze utrzymywali się długo przy piłce na naszej połowie klarownych sytuacji nie stworzyli - ocenił Marcin Budziński.
[ad=rectangle]
Druga część meczu była już jednak zupełnie inna. Kto wie jakby skończył się to spotkanie, gdyby złocisto-krwiści zagrali na swoim normalnym poziomie. - Oddaliśmy całkowicie pole Koronie. Robiło się nerwowo, zwłaszcza po stracie bramki. Wtedy już kompletnie cofnęliśmy się i czekaliśmy praktycznie na to, żeby ten mecz się skończył - mówił wyróżniający się w szeregach zespołu Roberta Podolińskiego pomocnik. Budziński swój występ na Kolporter Arenie rozpoczął od szybko zdobytej bramki. Już w 6. minucie pewnym strzałem pokonał Vytautasa Cerniauskasa. - Fajnie się złożyło. Dostałem piękną piłkę od Damiana Dąbrowskiego. Jakbym tego nie strzelił to by mnie powieszono, musiałem to zrobić. Postawiłem kropkę nad "i".

Wywalczenie kompletu pnktów na trudnym terenie może mieć ogromny wpływ na psychikę. Czy po zimowej przerwie Cracovii będzie grało się łatwiej? - Z jednej strony szkoda, że to już koniec, bo może ten mecz dałby pewność w następnych meczach wyjazdowych, ale teraz przerwa, okres przygotowawczy i dobrze, że udało nam się w końcu przełamać i może zostanie w głowach, że potrafimy też na wyjeździe zwyciężać - zakończył "Budzik".

Komentarze (0)