Łańcuszek przyniósł szczęście - relacja z meczu ŁKS - Lechia

Dla piłkarzy Łódzkiego Klubu Sportowego pojedynek z Lechią był spotkaniem z gatunku meczów o 6 punktów. Tylko wygrana mogła dać im wydostanie się ze strefy spadkowej przed zimową przerwą, a także wprowadzić do klubu choć trochę spokoju.

Mimo dużej rangi zawodów, trener Grzegorz Wesołowski nie bał się nietypowego ustawienia swojej drużyny. W pierwszej "11" wybiegł na boisko Adrian Świątek, a na prawej stronie obrony grał nominalny pomocnik - Mladen Kascelan.

Pierwsza połowa miała taki sam przebig przez całe 45 minut. ŁKS posiadał wyraźną przewagę optyczną, jednak nie potrafił sobie stworzyć żadnych naprawdę dogodnych sytuacji do pokonania Mateusza Bąka. Gospodarze mieli kilka rzutów rożnych, kilka wolnych w pobliżu pola karnego rywali, ale z tych akcji nic nie wynikało.

Jak się później okazało, ciekawiej było przy al. Unii w drugiej połowie. W 52. minucie goście przeprowadzili w zasadzie pierwszą groźną akcję. Po kontrze z prawej strony, wrzucał piłkę Marcin Kaczmarek, a strzałem głową piłkę w bramce umieścił Maciej Kowalczyk. Gdańszczanie zupełnie zaskoczyli podopiecznych Grzegorza Wesołowskiego, gdyż dotychczas ograniczali się do przerywania akcji łodzian i już pierwsza szansa na gola została przez nich wykorzystana.

Kibice ŁKS-u są przyzwyczajeni, że gdy w ostatnich miesiącach ŁKS pierwszy tracił bramkę, to strat już nie odrabiał. Wiele wskazywało na to, że w tym spotkaniu będzie podobnie, gdyż po zdobyciu gola przez Lechię, obraz gry się znacząco nie zmienił. Nadal optyczną przewagę mieli gospodarze, jednak niewiele z niej wynikało. W 72. minucie do zmiany szykował się Kamil Bartosiewicz, który miał zastąpić Adama Czerkasa. Gdy sędzia Jacek Granat przerwał grę i podyktował rzut wolny dla łodzian, zmiana mogłaby zostać przeprowadzona, gdyby nie to, że Bartosiewicz ... zapomniał zdjąć łańczuszka. Czerkas pozostał więc na murawie i ... strzelił gola. Uderzył on celnie głową po dośrodkowaniu Wahana Gevorgyana, czym doprowadził do wyrównania, a sam w nagrodę pozostał na boisku, a Bartosiewicz na swoje wejście czekał aż do doliczonego czasu gry.

Łodzianie w ostatnim kwadransie przycisnęli. W 77. minucie długa akcja łodzian i potworne zamieszanie pod bramką Bąka, jednak nikt nie potrafił oddać strzału. Kilka minut później po dośrodkowaniu Gevorgyana, strzałem głową próbował wpisać się na listę strzelców Dejan Ognjanović, jednak uderzył minimalnie niecelnie. Bramka padła natomiast w 84. minucie. Po dograniu Ognjanovicia piłkę pewnie umieścił w siatce Rafał Kujawa i ustalił wynik tego spotkania.

Do ostatniego gwizdka sędziego ŁKS kontrolował już sytuację i zasłużenie wygrał z Lechią Gdańsk 2:1.

ŁKS Łódź - Lechia Gdańsk 1:1 (0:0)

0:1 - 52' Kowalczyk

1:1 - 72' Czerkas

2:1 - 84' Kujawa

Składy:

ŁKS: Wyparło - Ognjanović, Kujawa, Drumlak (88' Mowlik), Leszczyński, Haliti, Kascelan, Gevorgyan, Czerkas (90+2' Bartosiewicz), Woźniczka, Świątek (60' Biskup).

Lechia: Bąk - Starosta (88' Kawa), Wołąkiewicz, Manuszewski (46' Midzierski), Mysona, Kaczmarek (79' Wiśniewski), Piątek, Trałka, Rogalski, Buzała, Kowalczyk.

Żółte kartki: Ognjanović, Kujawa, Woźniczka (ŁKS) oraz Trałka, Mysona, Piątek, Kaczmarek, Wiśniewski (Lechia).

Sędzia: Jacek Granat (Warszawa).

Widzów: 3000.

Komentarze (0)