Sebastian Mila, wyrwane serce Śląska

Były łzy, smutek. Jak na prawdziwe rozstanie przystało. Ze Śląska Wrocław do Lechii Gdańsk odszedł Sebastian Mila, wieloletni kapitan tego zespołu. Na koniec nie wytrzymał emocjonalnie. Wzruszył się.

Artur Długosz
Artur Długosz
Sebastian Mila miał jeszcze 1,5 roku kontraktu ze Śląskiem Wrocław. Od dawna piłkarz nie ukrywał, że jego marzeniem jest gra dla Lechii. W ostatnich miesiącach klub z Gdańska bardzo wziął sobie do serca te słowa i zaczął czynić starania o pozyskanie zawodnika, który wrócił do dawnej formy, ponownie trafił do reprezentacji Polski i strzelając bramkę Niemcom, nawet został bohaterem narodowym.
Negocjacje pomiędzy Lechią a Śląskiem Wrocław przeciągały się. Nie brakowało ostrych słów. - Nie można się bawić w kotka i myszkę, stawiać nas pod ścianą, bo my mamy karty w ręce. My jesteśmy graczem rozgrywającym i nie damy siebie po prostu wodzić za nos - mówił Tadeusz Pawłowski. - Jak są w stanie zapłacić, bo już zapłacili za 30 zawodników, to zapłacą za jeszcze jednego - dodawał szkoleniowiec WKS-u. W końcu jednak, tuż przed wyjazdem WKS-u na zgrupowanie do Turcji, Polskę obiegła sensacyjna wiadomość, że oba kluby się dogadały, a Mila przejdzie badania medyczne w Lechii, kończąc tym samym przygodę z aktualnym wiceliderem T-Mobile Ekstraklasy. Jak zapowiadano, tak się stało. W Gdańsku "Roger" podpisał 3,5 letnią umowę. Tym samym Śląskowi wyrwane zostało jego serce, bo tak należy określać rolę Mili w tym klubie. Co prawda nie był już kapitanem, ale to on dowodził na boisku. To on dyskutował z arbitrami, ciągle strzelał ważne gole i był liderem szatni. To środkowy pomocnik, z lewą nogą o jakiej marzy wielu piłkarzy, kreator ofensywnej gry. O ile Flavio Paixao czy Marco Paixao strzelają bramki, to ktoś im te sytuacje musiał stwarzać. Robił to on, Mila, piłkarz znakomicie czytający grę i wykonujący stałe fragmenty gry.

"Roger", bo taką miał ksywkę, do Śląska trafił 6,5 roku temu z ŁKS-u Łódź, z miejsca stając się liderem wrocławskiej drużyny. W zielono-biało-czerwonych barwach rozegrał 216 spotkań, w których zdobył 39 goli. Swoimi osiągnięciami w klubie bije legendy WKS-u. Był kapitanem zespołu, który wywalczył mistrzostwo Polski, srebrny i brązowy medal rozgrywek oraz Superpuchar. Podczas pobytu w WKS-ie sięgnął też po Puchar Ekstraklasy, awansował do finału Pucharu Polski, po latach przerwy wrócił do reprezentacji Polski, w której zabłysnął bramką podczas historycznego zwycięstwa nad Niemcami. Wygrywał prestiżowe plebiscyty, między innymi na najlepszego sportowca na Dolnym Śląsku czy ligowca roku. Czy sam będzie legendą Śląska? Kwestia sporna, dla jednych tak, a innych niekoniecznie. Mili nie zawsze było po drodze z najbardziej zagorzałymi sympatykami Śląska, zanotował kilka wpadek, jak choćby wtedy, gdy ubrał się w dres Valencii. Szacunek i uznanie jednak zyskał, a klub zawdzięcza mu bardzo wiele. I marketingowo, i sportowo.

Sebastian Mila: Jestem gotowy zostać liderem w Lechii
Źródło: TVP S.A.

W piątek Mila chciał się pożegnać z Wrocławiem podczas specjalnej konferencji prasowej. To było niezwykłe spotkanie, pełne wzruszeń i emocji. Były kapitan Śląska najzwyczajniej w świecie rozpłakał się ze wzruszenia. Emocje targały też Ulą, jego narzeczoną oraz Pawłem Żelemem. - Po 6,5 roku nadchodzi czas rozstania. Piękne bramki, asysty, komplet medali, Superpuchar... Tych osiągnięć nie byłoby bez Sebastiana. Za to wszystko, w imieniu klubu, kibiców, właścicieli - tych wszystkich, którym Śląsk nie jest obojętny - bardzo Ci Sebastian dziękuję - mówił prezes Śląska. - We Wrocławiu nie mówimy Ci: żegnaj, mówimy: do zobaczenia. Do zobaczenia na piłkarskim szlaku. Wrocław był Twoim domem i pamiętaj, że jesteś tu zawsze mile widziany - dodał.

Sam piłkarz pokazał, że mimo przenosin Lechii, Śląsk dla niego wiele znaczył, znaczy i będzie znaczył. - Bardzo się cieszę, że odszedłem do Lechii. Od zawsze było moim marzeniem, by zakończyć tam karierę. Teraz nadszedł na to czas i szczerze mówiąc nie wiem, czemu płaczę - powiedział dziękując wszystkim i opuścił konferencję, już na nią nie wracając.
Tak kończy się przygoda się Sebastiana Mili ze Śląskiem Wrocław. Piłkarza wybitnego, który z klubem, którego długo był kapitanem, na krajowym podwórku  zdobył praktycznie wszystko, co było do zdobycia. Sebastian Mila do Wrocławia jeszcze wróci, pewnie nie raz, i nie dwa. Ale już w roli piłkarza Lechii. Jak zostanie przywitany?

Mila od Pawła Żelema dostał koszulkę Śląska z numerem 216. Tyle razy zakładał bowiem te barwy na siebie w meczach WKS-u. Sternik Śląska przekazał mu również frotkę w barwach WKS-u. - Mam nadzieję, że będziesz ją nosił - powiedział. Podobną, tyle że w barwach Lechii, nosił podczas gry dla wrocławskiej drużyny. Teraz nie musi już tego robić. Mila do Gdańska zabiera coś jeszcze. - Część Wrocławia zabieram ze sobą, w postaci mojej córki - powiedział.


Czy Śląsk Wrocław bez Sebastiana Mili będzie w tym sezonie walczył o mistrzostwo Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×