Moja decyzja o powrocie do kraju była słuszną - rozmowa z Antonim Łukasiewiczem, piłkarzem Śląska Wrocław

Wrocławianie są rewelacją rozgrywek. Śląsk z beniaminka stał się zespołem walczącym o najwyższe lokaty w lidze. Poczynione latem transfery okazały się bardzo dobre. Jednym z pozyskanych zawodników był Antoni Łukasiewicz, który swoją dobrą grą w barwach wrocławskiej drużyny zwrócił na siebie uwagę szkoleniowca reprezentacji Polski Leo Beenhakkera.

Marzena Staszkiewicz: Czy przed sezonem myślał pan, że wrocławska drużyna będzie taką rewelacją rozgrywek?

Antoni Łukasiewicz: Tak naprawdę nie można było ani tego wykluczyć, ani tego stwierdzić. Na podstawie sparingów, dobrze przepracowanego okresu przygotowawczego były przesłanki ku temu, że Śląsk może namieszać w tej lidze. Początek ligi też był dobry i potem w zasadzie ta nasza, tak to ujmę, lokomotywa się rozpędziła. Na pewno nie można było z góry przewidzieć, że będzie aż tak dobrze. Trzeba się cieszyć z tego co jest, ale nie ma co popadać w samozachwyt. W tej chwili cieszymy się z tego, że mamy te trzydzieści punktów. Czekają teraz na nas zasłużone urlopy. Od stycznia zaczynamy przygotowania, aby na wiosnę było podobnie jak teraz.

Ta runda była dla pana chyba udana, prawda?

- Tak. Muszę przyznać, że ta runda była dla mnie naprawdę udana. Moim celem po powrocie do Polski było to, żeby zacząć grać regularnie. Chciałem pokazać się z jak najlepszej strony oraz przypomnieć się zarówno niektórym kibicom jak i trenerom. To mi się udało. Ponadto dostrzegł mnie również Leo Beenhakker, dlatego jak najbardziej uważam, że moja decyzja o powrocie do kraju była słuszną. Tą rundę na pewno mogę zaliczyć do bardzo udanych.

Najpierw występował pan jako defensywny pomocnik, później jako obrońca. Na której pozycji grało się panu lepiej?

- Tak naprawdę nie ma to dla mnie żadnej różnicy. Wielokrotnie odpowiadałem już na to pytanie i mogę po raz kolejny powiedzieć, że to są dla mnie dwie równorzędne pozycje. To chyba widać, że i tu i tu się dobrze czuję, więc nie ma to żadnego znaczenia na której pozycji gram.

Drużyna na pewno żałuje tych straconych punktów w meczach z Piastem Gliwice czy Cracovią. Gdyby nie utrata tych oczek Śląsk byłby znacznie wyżej w tabeli...

- Uważam, że w stu procentach można było niektórych sytuacji uniknąć. Niektóre mecze można było rozstrzygnąć na naszą korzyść. Mówię tu o spotkaniu z Piastem czy z Cracovią. Taka jest jednak piłka. Myślę, że nie ma co się cofać w przeszłość i rozpamiętywać tych pojedynków. Czasami bywa tak, że w jakimś meczu coś idzie nie tak jak zaplanowaliśmy czy jak chcieliby kibice, aby to wyglądało. Akurat tak było z Piastem Gliwice. Nie mogliśmy sobie poukładać tej gry, w konsekwencji czego niestety przegraliśmy. Nie ma co do tego wracać. Myślę, że odrobiliśmy to w innych potyczkach, chociażby z Wisłą Kraków, gdzie na pewno faworytem tego meczu nie byliśmy. Teraz trzeba się cieszyć z tej zdobyczy punktowej, którą mamy w tej chwili na swoim koncie. Zgromadziliśmy trzydzieści punktów, a zarazem posiadamy siedem punktów przewagi nad siódmą w tabeli Arką Gdynia. To daje nam komfort, a cały czas mamy bliski kontakt z czołówką tabeli.

Które spotkanie było dla pana najcięższym?

- Szczerze mówiąc dla mnie osobiście pod względem fizycznym najcięższym spotkaniem było to z Ruchem w Chorzowie. Z tego względu, że byłem świeżo po chorobie. Brakowało mi jeszcze wtedy tych sił, które odzyskałem zaraz po całkowitym powrocie do zdrowia. Drugim pod względem ciężaru meczem był ten rozegrany na ulicy Oporowskiej z Wisłą Kraków. Co prawda wygraliśmy 2:1, ale był to wbrew pozorom ciężki mecz. Graliśmy z Mistrzem Polski i nikt nie powiedział nam, że to będzie łatwe spotkanie.

W którym meczu Śląsk Wrocław zaprezentował się najlepiej?

- Myślę, że tutaj należy również wymienić to spotkanie rozegrane z Wisłą Kraków, bo jednak to zwycięstwo z Mistrzem Polski jest dużym prestiżem. Taka wygrana wprowadza do drużyny bardzo dobry klimat, który nam później sprzyja na długo. Na pewno więc będzie to zwycięstwo, ale również, przy tym wirusie, który zaatakował dużą część drużyny można do tego zaliczyć mecz rozegrany z Lechem Poznań. To takie dwa spotkania, które udowodniły, że jesteśmy w stanie walczyć z czołówką jak równy z równym. Osobiście uważam, że z tych pojedynków trzeba być bardzo zadowolonym.

Który mecz uzna pan za swój najlepszy?

- Nie wiem. Ciężko mi samego siebie oceniać. Myślę, że to pytanie powinno zostać zadane naszemu trenerowi bądź kolegom z zespołu. To oni powinni mnie ocenić tak jak uważają. Nie ma co samego siebie oceniać.

Jakie były założenia przed sezonem, które miejsce miał zająć Śląsk Wrocław?

- Nie było żadnych założeń. Tak naprawdę ja o nich nie słyszałem. W prasie tylko pojawiały się coraz to jakieś pogłoski, że mamy się utrzymać w lidze i że walczymy o utrzymanie. Liga to wszystko zweryfikowała. Jesteśmy w tej górnej części tabeli. Oczywiście nie możemy zwariować. Musimy się teraz starać, aby na wiosnę grać równie dobrze jak teraz.

Z beniaminka staliście się zespołem aspirującym do walki o europejskie puchary. Co pan o tym sądzi?

- To na pewno jest dla nas wyzwanie. Europejskie puchary są europejskimi pucharami. Występowanie w tych rozgrywkach jest to największa promocja dla klubu jak i dla zawodników. Na pewno więc łatwo nie odpuścimy tych pucharów. Nie chcemy również składać deklaracji, że w tych pucharach jednak zagramy, ponieważ życie jest życiem. To jest futbol. Nigdy nie można przewidzieć jak będzie. Na pewno zrobimy wszystko, aby namieszać w tabeli i oczywiście walczyć o te puchary.

W której formacji Śląska potrzebne są wzmocnienia, aby w rundzie wiosennej nie było takich meczów jak ten z Legią, gdzie WKS przegrał czterema bramkami?

- Uważam, że to pytanie również powinno być skierowane do trenera Tarasiewicza. To on patrzy na nas z boku i zna nas najlepiej, dlatego jest w stanie jak najbardziej obiektywnie ocenić. Generalnie ja nie powinienem się tymi sprawami zajmować. Należy to tylko i wyłącznie do sztabu szkoleniowego i nie chciałbym się zbyt mocno na ten temat wypowiadać.

Na pewno ma pan oferty z innych klubów. Czy zobaczymy pana w barwach Śląska również w wiosennych spotkaniach?

- Powiem szczerze, że o żadnych ofertach mi jeszcze nic nie wiadomo i nikt mnie oficjalnie o nich nie poinformował. Myślę, że na razie takiego tematu nie ma. Dobrze czuję się w drużynie WKS-u Śląska Wrocław i nie mam nic przeciwko temu, aby w tym klubie zostać. To jest naprawdę fajny zespół, ciekawe są perspektywy przed tą drużyną. Miasto jest bardzo mocno zaangażowane w promocje klubu. Jest budowany stadion na Euro 2012, więc na razie jestem skoncentrowany tylko i wyłącznie na Śląsku i na tym, żeby grać jak najlepiej w mojej obecnej drużynie.

Podczas jesiennych zmagań spisywaliście się świetnie. Czy przed spotkaniami wiosennymi zostanie otwarcie powiedziane, że Śląsk Wrocław walczyć będzie o tytuł Mistrza Polski?

- Nie. Uważam, że raczej nie będziemy się porywać z tego typu deklaracjami. Nie ma co się wychylać i dużo mówić. Trzeba działać, a nie rzucać obietnicami.

Co było najmocniejszą stroną WKS-u?

- Na pewno dobra organizacja gry. Również to, że mamy bardzo wyrównaną kadrę. Właśnie to udowodnił chociażby mecz z Lechem Poznań, gdzie było bardzo dużo chorych zawodników. Weszli za nich zmiennicy i zagrali równie dobrze. Na pewno więc konsekwencja w grze, dobra organizacja, dobry wyrównany zespół, walka jeden za drugiego oraz zespołowość. Wszystkie te elementy składają się właśnie na dobry wizerunek Śląska Wrocław.

Kto w drużynie zasłużył na szczególne wyróżnienie?

- Jest mi ciężko kogokolwiek wyróżniać, ponieważ na ten sukces Śląska pracował cały zespół. Na pewno w bardzo dobrej dyspozycji był zarówno Sebastian Mila jak i Sebastian Dudek, Krzysiu Ostrowski czy Janek Gancarczyk. Tomek Szewczuk również miał swoje pięć minut. Myślę jednak, że wszyscy zasługują na uznanie. W obronie też graliśmy bardzo dobrze jako zespół, jako formacja, więc wszystkim należy się piątka za tą rundę i oczywiście niektóre osoby trzeba wyróżnić. Zawsze trzeba pamiętać jednak, że to cały zespół pracuje na formę drugiego zawodnika i na to, aby dwóch, trzech, czy czterech graczy było na wyższym poziomie.

Mówi się, że Śląsk pnie się coraz wyżej ku górze. Czy tak już pozostanie?

- Mam nadzieję, że tak zostanie. Tak jak już powiedziałem wcześniej trzeba bardzo roztropnie podejść do tych wyników, nie podpalać się. Teraz oczywiście jest czas na to, aby świętować, cieszyć się, ale od stycznia w zasadzie rozpocznie się nowy rozdział i będziemy robić wszystko, aby WKS piął się jak najwyżej ku górze. Jest to nasze zadanie. Mamy takie ambicje i myślę, że jak najbardziej posiadamy takie możliwości.

Czy zawodnicy WKS-u będą się jakoś specjalnie mobilizować do tych wiosennych pojedynków?

- Nie, będziemy do wszystkich meczy podchodzić tak samo jak to było w spotkaniach jesiennych i w tych dwóch meczach rundy wiosennej. Nie ma co niepotrzebnie pompować balonu. To ma być sezon taki jak każdy inny. Nie ma sensu się stresować, gdyż to w niczym nie pomaga, a może zaszkodzić.

Piotr Celeban złożył przed mediami deklarację, że będzie w Śląsku tak długo jak trenerem będzie Ryszard Tarasiewicz. Czy pan mógłby również złożyć taką deklarację?

- Oczywiście, że tak. Mogę taką deklarację złożyć, ale tego typu postanowienia są czasami błędem. Ciężko jest składać taką obietnicę, ponieważ życie jest życiem. Wszystko może się wydarzyć. Na pewno moja współpraca z trenerem Tarasiewiczem układa się bardzo dobrze i mam nadzieję, że tak już pozostanie. Chciałbym, aby to było poparte moją dobrą grą oraz bardzo dobrą grą całego zespołu. Nie mam więc nic przeciwko temu, aby taką deklarację oficjalnie złożyć, aczkolwiek myślę, że nie chodzi o to w tym wszystkim. Głównym celem jest utrzymanie dobrego poziomu gry i wtedy na sto procent wszyscy będą zadowoleni.

Czy jeżeli w drużynie Śląska zabrakłoby któregoś z obecnych piłkarzy to zespół byłby uboższy?

- Myślę, że nie. Udowodniły to mecze w których nie było kluczowych piłkarzy. Można mówić, że są ludzie niezastąpieni, ale prędzej czy później przychodzi jakiś człowiek, który gra podobnie bądź gra trochę gorzej albo lepiej. Nie ma co w ten sposób podchodzić do sprawy. Bardzo bym sobie życzył, żeby wszyscy zawodnicy zostali w Śląsku. Tworzymy naprawdę fajny zespół, który się zgrał ze sobą i dobrze się prezentuje. Rzeczą naturalną jest to, że zmiany muszą być, ale chciałbym abyśmy wszyscy zostali i walczyli o wyższe cele wspólnie.

Sobotni mecz udowodnił to, że pomimo braku Sebastiana Mili zespół potrafił stworzyć wiele sytuacji podbramkowych?

- Dokładnie tak. Sobotni mecz to na pewno pokazał. Z Sebastianem grali byśmy tak samo, a może i lepiej. Nie ma co spekulować na ten temat. Tak się zdarzyło, że miał kartki i zastąpił go Tomek Szewczuk, który zagrał bardzo dobry mecz. To tylko świadczy o sile Śląska.

Źródło artykułu: