Nie wykorzystaliśmy w pełni naszego potencjału - rozmowa z Mariuszem Mowlikiem, obrońcą ŁKS Łódź

Za nami siedemnaście kolejek ekstraklasy. Kluby czeka teraz przerwa zimowa. W Łodzi przebiegać będzie ona dość spokojnie, bowiem drużyna Grzegorza Wesołowskiego plasuje się nad strefą spadkową, mimo że przez wielu była uznawana za najsłabszą w całej stawce. W opinii obrońcy ŁKS, Mariusza Mowlika, 13. miejsce nie jest jednak szczytem możliwości jego zespołu. Były piłkarz Lecha Poznań uważa, że łodzian stać nawet na pozycję w środku tabeli.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński

Szymon Mierzyński: Jak pan ocenia minioną rundę w wykonaniu ŁKS?

Mariusz Mowlik:
Przed sezonem wiele osób uważało, że jesteśmy głównym kandydatem do spadku i w rundzie jesiennej nie zdobędziemy więcej niż dziesięć punktów. Tymczasem rzeczywistość jest inna. W tabeli znajdujemy się nad kreską, ponadto jestem zdania, że gdyby w kilku meczach dopisało nam szczęście, zajmowalibyśmy wyższą pozycję niż trzynasta.

Mimo wszystko nie brakuje opinii, że macie najsłabszą kadrę spośród wszystkich drużyn ekstraklasy, dlatego odniesienie czterech zwycięstw i tak jest sporym sukcesem. Zgadza się pan z podobnymi twierdzeniami?

- Jesienią udowodniliśmy, że nie jesteśmy najsłabszą drużyną w ekstraklasie i nic nie świadczy o tym lepiej niż wyniki. A i tak jestem zdania, że gdyby udało nam się całkowicie wykorzystać potencjał, którym dysponujemy, zwycięstw byłoby więcej niż cztery.

Jaka zatem pozycja oddawałaby pana zdaniem aktualne możliwości ŁKS?

- Myślę, że stać nas na środek tabeli. Udałoby nam się osiągnąć miejsce w tych rejonach, gdybyśmy na początku sezonu byli nieco skuteczniejsi. Tymczasem wówczas zupełnie nam nie szło i potraciliśmy sporo punktów.

Jak pracuje się pod okiem Grzegorza Wesołowskiego? Uważa pan, że zmiana na stanowisku szkoleniowca pomogła drużynie?

- Trener Wesołowski przejął zespół w trudnym momencie. Postawił na rozmowy indywidualne z zawodnikami, czyli odbudowę naszej formy psychicznej. Myślę, że przyniosło to efekt, bo w trzech ligowych meczach osiągnęliśmy dwa zwycięstwa i tylko raz schodziliśmy z boiska pokonani. Do tego trzeba dodać remis z Polonią Warszawa w Pucharze Ekstraklasy. Ostatnio mieliśmy więc udany okres i nie widzę powodów, dla których trener Wesołowski nie miałby nas poprowadzić w rundzie wiosennej.

Jak można porównać warsztat obu szkoleniowców? Marek Chojnacki i Grzegorz Wesołowski to podobni trenerzy, czy jednak coś ich dzieli?

- O warsztacie trenera Wesołowskiego będę mógł wypowiedzieć się najwcześniej po okresie przygotowawczym. Na pierwszy rzut oka widać jednak różnice pomiędzy nim a trenerem Chojnackim. Obecny szkoleniowiec o wiele częściej prowadzi rozmowy indywidualne z zawodnikami i stara się dokładnie tłumaczyć, jaką ma wizję futbolu. Wychodzi mu to dobrze, bo w bardzo krótkim czasie potrafił odbudować naszą formę psychiczną.

Pod względem wyników u siebie jesteście najsłabsi w lidze, tymczasem w tabeli spotkań wyjazdowych plasujecie się w środku stawki. To by sugerowało, że nie sprawia wam wielkiej różnicy gra na własnym stadionie i na boiskach rywali...

- Tu tkwi nasz największy problem. Gdybyśmy w meczach u siebie potrafili wykazać się lepszą skutecznością, to po rundzie jesiennej bylibyśmy w zdecydowanie lepszej sytuacji niż obecnie. Zdarzyło nam się kilka spotkań na własnym stadionie, których nie mieliśmy prawa przegrać. Mam tu na myśli zwłaszcza pojedynki z Polonią Warszawa i Ruchem Chorzów. Mimo że Czarne Koszule są zdecydowanie wyżej notowane, to my pierwsi zdobyliśmy gola i długo prowadziliśmy. Ostatecznie nie zainkasowaliśmy jednak nawet jednego punktu.

Jaki był pana zdaniem najlepszy i najgorszy mecz ŁKS w minionej rundzie?

- Myślę, że najlepsze spotkanie rozegraliśmy w Bełchatowie. Triumfowaliśmy 2:0, odnosząc pierwsze zwycięstwo w sezonie, w dodatku nasza gra mogła się podobać. Zdecydowanie najgorzej było natomiast w Gdyni, gdzie przegraliśmy 0:4 i ustępowaliśmy gospodarzom pod każdym względem.

Jak rysuje się pańska przyszłość? Zamierza pan pozostać w ŁKS na wiosnę? Mówi się, że do klubu trafi Tomasz Hajto, przez co innym obrońcom może być nieco trudniej o miejsce w podstawowym składzie.

- Latem podpisałem 3-letni kontrakt i mam zamiar go wypełnić. Nie widzę powodów, dla których miałbym odchodzić. A co do ewentualnych wzmocnień, trudno mi się na ten temat wypowiadać. Skoro jakiś zawodnik ma pomóc drużynie w walce o utrzymanie, to jestem jak najbardziej za sprowadzeniem go. Jeśli rywalizacja o miejsce w składzie będzie przebiegać na zdrowych zasadach, na pewno nie będę się jej bał.

Co było dla pana największą niespodzianką minionej jesieni w ekstraklasie?

- Z całą pewnością postawa Polonii Warszawa. Nie sądziłem, że piłkarze i sztab szkoleniowy tak szybko ustabilizują się w nowym miejscu po przenosinach z Grodziska Wlkp.

Na koniec zapytam o układ sił w lidze. Kto pana zdaniem zdobędzie mistrzostwo Polski, a kto będzie miał największe problemy z utrzymaniem?

- Jeśli chodzi o mistrzostwo, to mocno trzymam kciuki za Lecha. W tym klubie się wychowałem i kibicuję mu od dziecka. O utrzymanie natomiast powalczą wszystkie drużyny, które zajmują miejsca od dziesiątego w dół. Mam tylko nadzieję, że w maju ŁKS nadal będzie nad kreską.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×